wtorek, 7 października 2014

Opowieści niezwykłe w polskim kinie

Polska kinematografia nie może pochwalić się zbyt wieloma filmami niesamowitymi. Prócz Sanatorium pod klepsydrą Wojciecha Jerzego Hasa oraz Śledztwa Waldemara Krzystka, trudno znaleźć dzieła chociażby ocierające się o dziwność. Wyjątkiem w historii polskiej sztuki filmowej są lata 1967-1968, kiedy to powstało aż pięć filmów będących adaptacjami opowiadań weird.
Opowieści niezwykłe, to cykl filmów nakręconych przez czterech reżyserów, stanowiących adaptację opowiadań czterech polskich fantastów. Każdy z nich trwa około trzydziestu minut i pozwala widzowi zatopić się w czarno-białej atmosferze wyjętej z klasycznych historii o duchach (ale nie tylko).
Filmy można znaleźć w trzech częściach na portalu YouTube. Poniżej podsyłam linki do pierwszych ich części:
1. Ja gorę! Janusza Majewskiego, stanowiący adaptację opowiadania Henryka Rzewuskiego.
 Pierwsza część filmu Ja gorę!
2. Szach i mat! Andrzeja Zakrzewskiego, będący adaptacją noweli Ludwika Niemojskiego.
Pierwsza część filmu Szach i mat!
3. Ślepy tor Ryszarda Bery, który jest pierwszą adaptacją opowiadania Stefana Grabińskiego.
Pierwsza część filmu Ślepy tor
4. Mistrz tańca Jerzego Gruzy, jest adaptacją noweli Józefa Korzeniowskiego pt. Narożna kamienica. To jedyny film w serii, który nie nazywa się tak samo jak opowiadanie, na motywach którego został oparty.
 Pierwsza części filmu Mistrz tańca
5. Pożarowisko Ryszarda Bery, który jest drugą adaptacją opowiadania Stefana Grabińskiego.
Pierwsza części filmu Pożarowisko

Miłego oglądania :).

czwartek, 18 września 2014

Jaskółki

Długo walczyłem ze sobą, czy powinienem opublikować na blogu swoje własne opowiadanie. Jednak pod namową znajomych w końcu postanowiłem to zrobić. Mam nadzieję, że i wam się spodoba ;).

Jaskółki

Wiatr rozmawiał z ptakami w koronach drzew. Każde ugięcie gałęzi oznaczało kolejne słowa, a trzepot liści stał się interpunkcyjnym potokiem, nadającym melodie i rytm zdaniom. Czasami zdawało mi się, że potrafię go zrozumieć, że tym razem odnalazłem klucz oparty na powolnym kołysaniu i powtarzalności. Jednak o wszystkim zapominałem, gdy promienie latarni rozdzierały przestrzenie pomiędzy szelestem a skrzypieniem.
Łatwiej było z ptakami. Ich kolorowe ciałka, skarlałych staruszek o szerokich kapeluszach i przesadzonych sukniach z plastikowymi kwiatami naprędce doczepionymi agrafką, wyginały się w przedziwne grymasy. Te nerwowe mimodramy eksplodowały orgią barw i ruchu. Pomimo swojej pozornej instynktowności zawierały w sobie stosowną celowość. Przykładowo, kiedy z rana warkot samochodów strącał zapusty snu, sójki wzbijały się w powietrze uciekając przed szczękiem tłoków i silników. Gdy cały ten hałas ustawał, ustawał również swobodny lot sójek, które cicho opadały w kłęby liści jak papierowe samoloty.
W dni deszczowe obserwowałem wróble, które upatrzyły sobie zabawę w rozdziobywaniu kropli opadłych na gałęzie lub parapety. Z braku lepszych zajęć liczyłem ile kropel rozbryznął każdy wróbel, który usiadał przy moim oknie. Najsprawniejszy z nich był ten, którego zwykłem nazywać „Marszałkiem” ze względu na dumne oblicze o ostrych rysach dzioba i zadartych piórkach w okolicy łepka.
Przesadną niechęcią obdarzałem gołębie. Pełne słonej ironii, puszyły się w swojej własnej głupocie. Przechadzały się obojętne wobec świata niezdolne do niczego ponad aktami konsumpcji i defekacji, które urastały w ich tępych spojrzeniach do miana świętych. Tak jakby te szare nijakości zasługiwały na własną religię.
Kiedy dni były ciemniejsze niż zazwyczaj, a chmury muskały anteny telewizyjne, widywałem siebie wśród stada srok. Walczyłem wtedy zaciekle o skrawki suchego chleba, a gdy brązowym okiem dostrzegłem świecące strzępy zaśniedziałych błyskotek, rzucałem się na nie głodny niezwykłości. Nie potrafię powiedzieć, dlaczego to robiłem, a tym bardziej jak długo to robiłem? Być może owymi rojeniami starałem się wypełnić dziury w spęczniałych parkietach mojego mieszkania.
Pewną aberracją dla spokojnego snu kamienicy stały się jaskółki. Pojawiły się znikąd. Lubiłem myśleć, że powstały z odpadających płatów farby, które trącił nieuważny sąsiad przechodzący korytarzem. Nie było to twierdzenie bezpodstawne, gdyż ich gniazdo, które znajdowało się w rogu na pierwszym piętrze tuż nad moimi drzwiami, zbudowane było z gałązek, suchej trawy, piór, łupin po jajach i kolorowego tynku. Nie wiem jednak, jak długo zamieszkują róg nad moimi drzwiami? Z pewnością były tu od zawsze, wrosły w strukturę kamienicy głębiej niż najstarsi jej mieszkańcy.
Jaskółki miały swoje rytuały. Budziło je poranne trzaskanie drzwi, czy szczęk kluczy wygrzebywanych naprędce z kieszeni i torebek. Przeciągały się wtedy ospale lecąc w stronę uchylonych okien aby wykąpać się w chłodnym powietrzu miasta. Wyglądały wtedy jakby strzepywały z siebie pyłki kurzu, osiadłe na nich w trakcie snu. Od tego momentu mogłem je obserwować bez przeszkód oparty o ramę mojego okna. Jaskółki piękniały w locie. Przypominały dzieci grające w gumę podczas pełnych agrestu chwil mojego dzieciństwa. Tak samo naturalne i szczęśliwe. Te pląsy i zabawy trwały aż do wieczora, kiedy to powracały zmęczone do swojego gniazda.
Ptaki te stały się częścią również moich rytuałów. Zacząłem dbać o to, żeby okna na wszystkich piętrach były otwarte lub przynajmniej uchylone. Do parapetów na pierwszym oraz drugim piętrze przykręciłem puste puszki po rybach i wypełniłem je wodą, aby jaskółki miały stały do niej dostęp. Kilka razy zdarzyło mi się przemierzać alejkę pod moją klatką w poszukiwaniu różnorodnych owadów, które następnie układałem na nakrętce od słoika zaraz obok poidełka. Szybko jednak zaprzestałem tej praktyki ze względu na nieprzychylność sąsiadów.
Niespełna pół roku temu na ramie mojego okna zaczęła siadać jaskółka. Z początku obawiałem się, że wleci do pokoju i zrobi sobie krzywdę lub nie będzie w stanie wylecieć. Ona jednak tylko patrzyła. Kręciła łepkiem w rytm mojej codziennej krzątaniny. Tłumaczyłem sobie, że jej ciche trwanie jest formą podziękowania, za moją nieznaczną służbę. Była przy mnie gdy zmywałem naczynia, prasowałem bieliznę, czyściłem piekarnik, oglądałem telewizję, malowałem na ścianach kolejne jaskółki, czy zdrapywałem z nich farbę. Zachowywałem się przy tym bardzo ostrożnie. Zbyt gwałtowny ruch wprawiał jej skrzydła w falowanie i kolejne podmuchy wiatru niosły ją daleko poza zasięg mojego wzroku.
Od dwóch tygodni przestała siadywać na oknie. Również gniazdo jaskółek opustoszało. Zastanawiałem się czym je obraziłem, że karzą mnie swoją nieobecnością? Którą czynność odczytały jako obelgę lub zagrożenie dla kruchości ich papierowych istnień? Z pewnością odstraszył je łoskot pralki lub szum odkurzacza. Tylko dlaczego dopiero teraz? Zrezygnowałem z obserwacji ptaków. Nawet gorące podrygiwania wróbli przestały mnie cieszyć. Zasłoniłem firany w obronie przed ewentualnymi pocieszeniami, których przez nieuwagę mogłem stać się adresatem. Moje członki osłabły i straciły chęć do poruszania. Moje ciało rozlało się jak płótno na zbyt małym manekinie, zagarniając kolejne klepki w podłodze. Czułem jak perikariony w dłoniach i stopach żarzą się by osiągnąć temperaturę wolframowych prętów. Coś działo się z moim ciałem, czego nie byłem w stanie wyjaśnić. Miałem wrażenie, że przygotowuje się na coś lub, że moja agonia jest okresem przejściowym podobnie jak czas spędzony w poczekalni, jest jedynie nieprzyjemnym zaburzeniem ciągłości podróży, pozbawionym większego znaczenia.
Czasem odczuwałem chwile wytchnienia. Ból odchodził tak samo niespodziewanie jak przybywał. Unosiłem się wtedy na falach utkanych z trwogi przed kolejną burzą. Nadal jednak starałem się podtrzymać pozory codzienności. Wychodziłem na korytarz, siadałem na drewnianych stopniach z papierosem w dłoni patrząc na Ich gniazdo i kręciłem głową widząc jak lepka konstrukcja rozkleja się z każdym kłębem dymu.
Tak często jak mogłem wychodziłem na podwórze. Sunąłem przez deszcz, aby wzmocnić moje nogi z gazy. Po to aby nasiąknąć. Czynność ta musiała wyglądać komicznie z perspektywy innych przechodniów. Nie przejmowałem się tym. Martwiła mnie jednak myśl, że staję się coraz mniej prawdziwy.
Pierwszego lipca postanowiłem przewietrzyć mieszkanie. Kiedy otworzyłem okno w sypialni, na parapecie od strony podwórza usiadła jaskółka. Przyglądała mi się przez jakiś czas, po czym powiedziała chrapliwym ale melodyjnym głosem:
- Zmizerniałeś.
- Dlaczego mnie opuściłyście? – warknąłem z wyrzutem.
- Myślisz, że Cię opuściłyśmy? Spójrz na ściany pokryte naszymi ciałami, czy nie jesteśmy przecież niczym ponad skrawkami farby odpadłymi ze ścian?
Rozejrzałem się po pokoju. Był niemal cały czarny z wąskimi prześwitami żółtej, starej farby przeciekającej pomiędzy skrzydłami dziesiątek jaskółek. Zatoczyłem się opierając ręce o brzeg stołu. Mój oddech stał się nierówny. Milczałem chwile po czym stanąłem przed lustrem przyglądając się swojej cienkiej jak balon twarzy.
- Rozdmuchałeś swoją głowę, więc teraz się unieś. Najpiękniejsze w prostym życiu jest to, że jest takie trudne. – powiedziała odgadując moje myśli.
- Skąd wiesz o czym myślę?
- Czy dziecko nie wie, o czym szepczą rodzice nocami? Urodziłam się w klatce. Bądź mi wdzięczny, bo to ja ją otworzyłam. Resztę sam uwolniłeś, jednak żadna z nich nie miała odwagi polecić dalej. Uciekając przez puste oczodoły trafiły na sieci z Twoich ścian. Nie my wrosłyśmy w ściany, to Ty stapiasz się z kamienicą.
- Co się ze mną stanie? 
- Rozpuścisz się jak głowa ćmy w płomieniu świecy. Pęknięcia w ścianach wypełnią się Twoim ciałem, a budynek wysubtelnieje. Czy to nie piękne, że po śmierci nadal się na coś przydamy? Powinieneś być szczęśliwy, że udało Ci się wyrwać z łańcucha troficznego. Niektórzy mogliby to nazwać samadhi. Poddaj się temu bo nic Ci już nie pozostało.
Mówiąc to w końcu odleciała. Siedziałem z mdłościami garnącymi się do ust i piekącymi palcami zdrapującymi farbę ze ścian. Czułem się jak zagubione szczenię pomiędzy konarami osik nabiegłych szumem myśli. Osamotniony i przerażony pozbywałem się kolejnych ptaków z mojego mieszkania, które ulatywały wraz z każdym płatem tynku.
Jaskółka się myliła. Odkryłem to nim jeszcze odleciała. Pozostały jeszcze ściany. Ściany pełne czerni, żółci i czerwieni...

sobota, 6 września 2014

Dostojewski fantastą


(źródło: http://www.wydawnictwoliterackie.pl/resources/1/7371-n-a.jpg)
Nie lubię sieci księgarń. Są dla mnie jak markety z makulaturą, w których trzeba spędzić wiele godzin aby odnaleźć książkę, dla której byłbym chętny poświęcić czas i pieniądze. W księgarniach tego typu książki weird fiction znajdują się najczęściej w dziale fantastyka (o ile w ogóle), pośród wielu nieciekawych lektur. Dziś byłem w jednej z takich księgarń, jednak tym razem nauczony doświadczeniem, że i tak nie mam co liczyć na choć jedną pozycję wydawnictwa C&T lub Vesper, poszedłem w stronę regału z etykietą "Literatura piękna obca". Duże było moje zdziwienie kiedy dostrzegłem książkę pt. Opowieści fantastyczne Fiodora Dostojewskiego. Zbiór składa się z 8 opowiadań, a wśród nich Chłopczyk na gwiazdce Pana Jezuska, Bobek, Sen śmiesznego człowieka itp.. Choć książka reklamowana jest jako twórczość pokrewna E. A. Poe, wśród czytelników wywołuje mieszane uczucia, co do swojej "niesamowitości". Niezależnie od głosów nadchodzących z Internetu, na pewno warto zapoznać się z książką. Pod spodem standardowo link, gdzie można znaleźć więcej informacji.

http://www.wydawnictwoliterackie.pl/ksiazka/1584/Opowiesci-fantastyczne---Fiodor-Dostojewski

sobota, 30 sierpnia 2014

Publiczność literatury weird fiction w przestrzeni internetowej

Moi Drodzy,

mam do was wielką prośbę. Jestem magistrantem socjologii Uniwersytetu Wrocławskiego i prowadzę badania poświęcone publiczności literatury weird fiction w Internecie. Byłbym wdzięczny gdybyście pomogli mi w zbieraniu badań poprzez wypełnienie ankiety, do której link podam poniżej. Oczywiście gdybyście mieli znajomych, którzy również interesują się literaturą weird fiction, to możecie im wspomnieć o takim badaniu ;).

Ankieta jest anonimowa i posłuży jedynie celom naukowym.

Z góry dziękuję za Państwa poświęcony czas i udział w badaniu.

http://ankiety.interaktywnie.com/ankieta/5401df388fcfc/

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Młyn pełen lalek


(źródło: https://s3.amazonaws.com/ksr/projects/427039/photo-main.jpg?1397806884)
W lalkach jest coś fascynującego. Mimo, że wyglądają jak ludzie są jedynie przedmiotami, których zastygłe twarze wyrażają stale jedną emocje na podobieństwo masek. Lalki jednak potrafią mówić, o czym doskonale wie Kevin McTurk. Stara się nas przekonać o tym swoim nowym filmem, który właśnie dziś został opłacony przez użytkowników Kickstartera.
The Mills at Calder's End to gotyckie ghost story utrzymane w duchu Edgara Allana Poe i H. P. Lovecrafta, które zostanie opowiedziane przez około 75- centymetrowe lalki przy pomocy tradycyjnej japońskiej techniki teatru lalek zwanej bunraku. Bunraku polega na kontrolowaniu lalki przez trzech (lub więcej) lalkarzy ubranych w czarne stroje, ukrytych za swoją postacią. Jak zapowiada reżyser w filmie nie będzie praktycznie żadnych komputerowych efektów. W projekt są zaangażowane takie postacie jak chociażby Mike Mignola, Elijah Wood, Lustmord i wiele innych. Więcej informacji pod poniższym adresem:

https://www.kickstarter.com/projects/935772123/the-mill-at-calders-end-a-ghost-story-puppet-film

Do tego warto zapoznać się z wcześniejszym projektem Kevina McTurka pt. The Narrative of Victor Karloch, który jest utrzymany w podobnym klimacie. Trailer można obejrzeć na tej stronie:

http://vimeo.com/ondemand/victorkarloch/32556927

niedziela, 24 sierpnia 2014

Groza jest święta


(źródło: http://masz-wybor.com.pl/wp-content/uploads/2014/08/groza_jest_swieta_okladka-797x1024.png)
W ostatnią środę tj. w dniu 124-tej rocznicy urodzin szanowanego Pana Lovecrafta ukazała się w sieci publikacja naukowa dotycząca mitologii Cthulhu. Jak podaje portal masz-wybor.com.pl:
"Groza jest święta to praca kontrowersyjna, czego autor nie ukrywa i o czym szerzej pisze w swojej przedmowie. Mówi w niej wprost o uprzedzeniach Lovecrafta i ich wpływie na powstały system mityczny, podważa również krytycznoliteracką analizę mitów. Pojawiają się w niej też tak odważne tezy jak (niebezpodstawne!) przyrównanie powieści grozy do tekstów sakralnych. Czytacie ją na własną odpowiedzialność – do czego Was tradycyjnie gorąco zachęcamy!"
 Jeszcze nie miałem okazji zapoznać się z treścią książki, dlatego pozostaje mi jednie zaufać powyższym słowom i poświęcić jej kilka wieczorów (co i wam polecam), tym bardziej, że książka jest dostępna za darmo w formacie .pdf pod adresem:

 http://masz-wybor.com.pl/groza-jest-swieta-na-124-urodziny-h-p-lovecrafta/

wtorek, 22 lipca 2014

Pośmiertny wywiad z Arthurem Machenem

Arthur Machen w Polsce jest znany dzięki wydawnictwu C&T, które wydało zbiór opowiadań pt. Inne światy. Niezawodne weirdfictionreview.com poprzez metodę channelingu przeprowadziło z nim wywiad na temat celu jego pisarstwa oraz mistycznych poszukiwaniach. Za ewentualne błędy w tłumaczeniu przepraszam (i przepraszać będę już chyba zawsze ;)). Link do oryginału w języku angielskim znajduje się pod tekstem. Zapraszam do lektury.
(źródło: http://anolen.files.wordpress.com/2013/06/arthur-machen.jpg?w=430)
"Wywiad niesamowity: Rozmowa z Machenem za pośrednictwem Petera Bebergala

Poniższy wywiad miał miejsce w walijskiej wsi w noc pełni księżyca. Peter Bebergal, który zaoferował swoją pomoc, zadzwonił do mnie tydzień wcześniej, abym spotkał się z nim przy opuszczonej stacji tuż obok wiejskiej drogi na obrzeżach miasta Bargoed. Kiedy nadjechałem taksówką, on już na mnie czekał z grubą książką oprawioną skórą, którą trzymał w zgięciu ramienia. „Przyniosłeś to?” – zapytał. Skinąłem głową i podniosłem moją kopię Secret Glory, powieści Arthura Muchena na temat ucznia zainteresowanego legendą o świętym Graalu, który przystępuje do Kościoła Celtyckiego. „Dobrze” – powiedział. Wziął ją ode mnie i umieścił pod drugim ramieniem. Odwrócił się i ruszył w dół wiejskiej drogi ku Cefn Gelligaer.

W trakcie drogi Bebergal wytłumaczył mi dlaczego obrał tę trasę. „Można to nazwać psychografią, ale to nie jest do końca to. Czy kiedykolwiek czytałeś tę książkę Machena „N”? Musiałem przyznać, że nie. „Jak bohater z książki – będziemy czatować na wyjątkowe przejście, w wyjątkowym okresie nocy, w wyjątkowym czasie w roku. Raz w przeciągu życia dojdzie do konwergencji. Zamiast znaleźć raj, znajdziemy Machena. I po chwili dodał „Albo Machen znajdzie nas”.

Po długim spacerze, dotarliśmy do celu, na stoki Cefn Gelligaer: samotny kamień stał jak bezpańska noga kompasu, wbita w ziemię pod kontem ostrym. Na boku była jakaś inskrypcja. Myślałem, że mogę ją przeczytać, coś jakby starożytny język, jednak po lepszym przyjrzeniu, okazało się, że napis jest zbyt zatarty.

Bebergal ukląkł na ziemi przy zgięciu kamienia, chroniąc się pod nim. Wziął książki i ułożył je po swoich obydwu stronach. Teraz zobaczyłem tę drugą książkę. Była to House of the Hidden Light, książka, którą Machen napisał wraz z A. E. Waitem, podczas gdy oboje należeli do Hermetycznego Zakonu Złotego Blasku. Istnieję tylko trzy egzemplarze tej książki.

Kiedy Bebergal odmawiał jaką niezrozumiałą modlitwę, światło księżyca rozjaśniło się i skupiło na kamieniu, wyrazie jego twarzy i dłoniach umieszczonych na środku każdej książki. Wtedy głęboki, dźwięczny głos nie należący do Bebergala powiedział: „Teraz zadawaj pytania.”

Weirfictionreview.com: Czy kiedykolwiek spodziewałeś się tego, że „dziwna” fikcja wyprowadzi Cię z ubóstwa?

Bebergal (medium dla Machena): Nazywasz moja pracę „dziwną”, ale nie ma nic dziwnego w próbie ujawnienia innym jak otaczają się prawdami iluzorycznymi. Opowiem Ci powiastkę tak zadziwiającą abyś mógł zrozumieć. Mój przyjaciel spotkał znajomego z Yorku, który podróżował przez wioski, aż natknął się na farmę. Właściciel zaprosił go i powiedział mu historię adwokata, o ile dobrze pamiętam, który wszedł w posiadanie dziwnego pamiętnika opisującego ostatnie dni młodego studenta medycyny, który odkrył nieznaną wcześniej substancje o przerażających właściwościach, których źródła postanowił dociec. O tych niewytłumaczalnych wydarzeniach, które miały później miejsce nie śmiem powiedzieć ani słowa.

WFR: Ostatnio został wydany obszerny zbiór Twoich opowiadań, który nie obejmuje „Wielkiego Boga Pana”, co myślisz o tym zaniechaniu?

Bebergal (Machen): Chociaż lubię to opowiadanie, muszę przyznać, że tak będzie lepiej. Historie mogą funkcjonować jak zaklęcia. Twój nowoczesny świat nie jest gotowy na wizytę duchów dawnych bogów, których moc nigdy nie odeszła z tego świata. Jednak w oczekiwaniu na ten moment, będą wykonywane starożytne i straszliwe rytuały podczas, których same kamienie staną się podobne twarzom, a kwiaty zaczną śpiewać chórem bezbożnych głosów, kiedy mężczyźni i kobiety będą odprawiać swoje obrzędu w cieniu dębu, którego liście są jak kryształy odbijające blask czarnego słońca.

WFR: Czy żałujesz, że przynależałeś do Złotego Brzasku?

Bebergal (Machen): Nie łudziłem się, że rozniecenie ego i skandaliczne zachowania mogą prowadzić do odnalezienia szlachetnych przebłysków woli Bożej. Nasz świat jest jedynie cieniem zaświatów, które są wielką niebiańską krainą. Oni szukali dostępu do ich własnego samouwielbienia. To mój drogi przyjaciel Arthur Waite, wprowadził mnie do zakonu w nadziei, że razem możemy przenieść tam ducha chrześcijaństwa, jednak stał się przedmiotem kłamstw i obelg, dlatego razem odeszliśmy w poszukiwaniu innych, bardziej szlachetnych tajemnic. Bractwo marnuje swój czas na bezużyteczne zaklęcia, podczas gdy powinni błagać o nasienie różokrzyża... Ach, ale już powiedziałem za dużo.

WFR: Czy po opuszczeniu Zakonu nadal kontynuowałeś swoje magiczne praktyki?

Bebergal (Machen): To nie była magia, raczej fałszywa sztuka. Prawdziwa ścieżka mistyka prowadzi do jednego celu, którym jest święty kielich, Graal! Sekretem serca... nie proszę, powiedziałem za dużo.

WFR: Temat Twoich opowiadań bardzo się zmienił podczas pierwszej wojny światowej.

Bebergal (Machen): To nie opowiadania się zmieniły, tylko świat. Ja również się zmieniłem. Wtedy w pełni zrozumiałem, że wszyscy byliśmy w potrzebie powrotu do Ducha Świętego, aby nas prowadził, ale także sam Kościół był w wielkiej potrzebie przeobrażenia heroicznego i mistycznego. Nasz wielki naród został pożarty przez bestię i tylko dzięki sile naszego legendarnego dziedzictwa starożytnych wysp możemy przejrzeć to na wskroś.

WFR: Pozostawiłeś trwały wpływ na ludzi, którzy przyjdą po Tobie od pisarzy do okultystów, a potem do mistyków. Czy tego właśnie oczekiwałeś?

Bebergal (Machen): Niestety moja praca została źle odczytana przez tak wielu. Belzebub Aleistar Crowley, który zhańbił Złoty Blask, wyczuł wielki magiczny cel mojej pracy, jednak zbłądził ze ścieżki prawdziwego mistyka. Inni widzą mnie jako tkacza horroru, kiedy tak naprawdę chciałem otworzyć te sekretne drzwi za którymi ukryte są prawdy objawione. Bojaźń powinna przerodzić się w strach, strach w epifanię, dlatego że spędzamy nasze życie w cieniu, kiedy powinniśmy poszukiwać większego Światła!

WFR: Czego Tobie najbardziej brakuje ze świata fenomenów (świata materialnego)?

Bebergal (Machen): W trakcie życie, jedyną osobą mi drogą była moja żona Amy, ale ona jest teraz ze mną oraz mój przyjaciel Waite, którego dusza pewnie zagubiła się w dziwnym zakątku czyśćca, gdzie przez wieczność czyta swojego ukochanego Tarota w poszukiwaniu klucza do tych niezgłębionej korespondencji pomiędzy niebem a ziemią. Co do tej cennej kuli (Ziemi), gdzie człowiek pędzi za pragnieniami i zawsze spogląda za siebie, jest tylko jedna rzecz, której brakuje mi przede wszystkim: tytoniu we wszystkich swoich wspaniałych i cudownie palnych formach. Tytoń mój drogi Panie, tytoń jest tym za czym tęsknie najbardziej."

źródło: http://weirdfictionreview.com/2012/10/uncanny-interviews-a-conversation-with-machen-via-peter-bebergal/