niedziela, 28 grudnia 2014

Groza jako katharsis, konkurs z książką w tle

Ogłoszenia z ostatnich kliku dni.
1. U mnie jak zwykle spóźnione informacje, ale może jeszcze ktoś o nich nie słyszał. 18 grudnia na stronie radia RDC, opublikowany został wywiad, z Wojciechem Gunią, Mateuszem Kopaczem i Dariuszem Misiuną na temat niedawno wydanego Teatro Grottesco. Jeżeli chcecie dowiedzieć się czegoś więcej o żmudnym procesie translatorskim, niesamowitości jako formie katharsis, a także o życiu i filozofii Ligottiego, serdecznie zapraszam do odsłuchania audycji ;).

http://www.rdc.pl/publikacja/wieczor-rdc-ksiazka-teatro-grottesco-fizyka-i-jej-historia-pornografia/

2. Ci którzy Teatro jeszcze nie mają, a bardzo chcą, mogą wziąć udział w konkursie zorganizowanym przez portal Okiem na Horror. Konkurs trwa do 31.12.2014, więc warto się pospieszyć. Szczegóły konkursu pod adresem:

https://www.facebook.com/okiem.na.horror/photos/a.277073295750936.1073741828.277063515751914/369451629846435/?type=1&theater


niedziela, 21 grudnia 2014

Młynarz

Młynarz

Słyszałem trzeszczenie skrzydeł wiatraka. Jego kalekie ramiona rozciągnięte na kole palecznym, przypominały kadłub dziwnego statku, wkopanego do połowy w ziemię, nad brzegiem złotego jeziora. Wśród zbóż czułem, że tonę. Pozbawiony oddechu i pewności pod stopami parłem między nimi z rozpostartymi dłońmi.
Pszenica walczyła ze mną. Stawiała opór rękom, prężyła łodygi, muskała po nogach. W końcu dotarłem. Upadłem na łąkę przed wiatrakiem, łapiąc oddech i masując dłonie. Las sczerniał, jakby upał wypalił jego korę i liście. Nie usłyszałem szumu, ani dźwięku ptaków. Nie usłyszałem nic, prócz trzeszczenia skrzydeł wiatraka.
Kolos spoglądał na mnie surowo. Jego gontowe ściany drążyła natura i próchnica. Porosty zajęły miejsca przy jego stopach. Pleśń wdarła się między deski, rozpływając się białymi kroplami, a owady wypełniły jego skrzydła. Te bezlitosne stworzenia, bardzo szybko zaczęły pełzać również po moim ciele, dlatego wstałem i ruszyłem do wejścia.
Cień okrył mi twarz. Kontrast był ogromny, pomiędzy słonecznym światem wokół i duszącą ciemnością wewnątrz. Czekałem długo nim wzrok przyzwyczaił się do mroku, a stopy przestąpiły próg. W młynie uderzył mnie gryzący zapach zgniłych roślin, który zdawał unosić się wraz z każdym postawionym krokiem.
Pierwszą rzeczą jaką dostrzegłem był masywny ciemny słup o czterech nogach, zwany kozłem, na którym wsparte było cielsko wiatraka. Podszedłem bliżej, aby mu się przyjrzeć, jednak mój wzrok ściągnęło coś zgoła odmiennego. Pod ścianą tuż obok schodów dostrzegłem nieregularne, zbite kształty. Odór nasilił się gdy dotarłem w okolice drewnianych stopni. Dookoła leżały porozrywane worki, wypełnione przegniłą pszenicą. Zakryłem nos dłonią, aby złagodzić zapach i wszedłem na pierwsze piętro.
Sztamber nosił na sobie znaki minionych lat. Sękaty pal stał niewzruszony, pomimo licznych nacięć, których pochodzenie było dla mnie niezrozumiałe. Wokół osi wiatraka leżały pęknięte klepki, ułożone jedna na drugiej, tworzyły krąg.
Ruszyłem dalej. Druga kondygnacja wypełniona była mechanizmem wiatraka. Zdziwiłem się jednak, że pomimo ruchu skrzydeł, kamienie młyńskie pozostają martwe. Rozejrzałem się po pomieszczeniu i dostrzegłem hamulec blokujący koło paleczne. Najwidoczniej jego śmigła musiały wyłamać się z osi w trakcie wichury.
Ponad trzaskiem unosił się ledwo słyszalny pisk, dobywający się z góry. Z mieszaniną fascynacji i lęku wszedłem po schodach. Dach ścinał się gwałtownie tak, że musiałem pochylić głowę. Pisk zmienił się w ciche drapanie, które zlokalizowałem w miejscu gdzie koło paleczne łączyło się z kołem zębatym. Niepokój stał się nieznośny. Zaduch i ciemność tylko potęgowały jego działanie. Postąpiłem kilka kroków, aby dowiedzieć się, co wywołuje ten dźwięk.
W miejscu gdzie cień zgęstniał, znajdowało się gwieździste kłębowisko, złożone z czarnych i szarych szczurów, splecionych ze sobą ogonami. Każde ramie owej gwiazdy stanowił pysk i łapy martwego, bądź jeszcze żywego stworzenia. Ze środka kręgu usłyszałem niski, wibrujący dźwięk, przypominający bzyczenie.
Cień ukoronowany w żywą gwiazdę zaczął powoli rosnąć przybierając groteskową formę, człowieka pozbawionego ramion, o długich obrzmiałych nogach zwężających się ku dołowi oraz wąskiej szyi, z której swobodnie zwisała podobna do grzyba głowa. Zaskakujący był również sposób w jaki wzrastał. Przypominało to wrzącą smołę, która rozlewa się w coraz bardziej koszmarną strukturę. Ta na wpół gotowa rzeźba, postąpiła kilka kroków w moją stronę, jednak po chwili rozsypała się w stado spłoszonych szczurów i cieni kryjących się zakamarkach trzeciego piętra.
Drżący, zszedłem na parter i opuściłem wiatrak. Czułem zawroty głowy, które nasilały się w miarę marszu. Pszenica znów raniła dłonie, dlatego schowałem je w rękawach koszuli. Odniosłem dziwne wrażenie, że moje nogi stają się coraz cięższe. Coraz trudniej było mi stawiać kroki, dlatego po chwili musiałem się zatrzymać. Odwróciłem się aby ostatni raz zobaczyć wiatrak. Jednak za mną stał tylko sczerniały las, któremu upał, wypalił liście i korę.
Chciałem oprzeć dłonie o uda, aby złapać oddech, jednak zamiast członków miałem skrzydła, zamiast skóry miałem gonty. Mój kręgosłup zmienił się w sztamber, ciało wypełnił kozioł i koła młyńskie. W głowie usłyszałem piski i bzyczenie, a w oddali dostrzegłem młodego mężczyznę który parł, przez zboże z rozpostartymi dłońmi.

czwartek, 27 listopada 2014

Scorn


(źródło: https://s3.amazonaws.com/ksr/assets/002/896/544/baf7bb9d7cfc33e9ad690a8aeb2a578a_large.jpg?1415786396)
Nie często wrzucam wpisy o grach komputerowych, tym razem poczułem się zobowiązany do podzielenia się swoim odkryciem. Gra Scorn wygląda jakby ktoś połączył twórczość Z. Beksińskiego i H.R. Gigera w jedno niesamowite uniwersum. Do tego, nie mamy narzuconej fabuły, a kreujemy ją w trakcie gry. Nie mamy również postaci z określonymi z góry cechami i charakterem, ponieważ jak piszą twórcy, gramy sami sobą. Twórcy dopiero zbierają pieniądze na jej realizację, jednak to co prezentuje trailer, pozwala wierzyć, że może być tylko lepiej ;). Więcej informacji w linku poniżej.

https://www.kickstarter.com/projects/571331118/scorn-episode-one

niedziela, 23 listopada 2014

Biografia Clarka Ashtona Smitha


(źródło: http://en.wikipedia.org/wiki/Clark_Ashton_Smith#mediaviewer/File:Clark_Ashton_Smith_1912.jpg)

Dzisiaj postanowiłem przybliżyć nieco osobę Clarka Ashtona Smitha jako, że w polskim internecie jest niesłychanie mało informacji o pisarzu. Tekst pochodzi z książki Miasto śpiewającego płomienia, a został napisany w posłowiu przez Iwonę Żółtowską. Miłej lektury ;)

"Clark Aston Smith urodził się 13 stycznia 1893 roku w Kaliforni w miejscowości Long Valley, jako jedyne dziecko Timeusa Smitha i Mary Francis (Gaylord) Smith. Ojciec w młodości wiele podróżował. Clark Aston Smith był do rodziców ogromnie przywiązany i opiekował się nimi, aż do śmierci obojga. Gdy miał dziewięć lat, cała rodzina zamieszkała w niewielkiej posiadłości w górach Sierra na północy Kalifornii1. W skromnym domu, z którego roztaczał się wspaniały widok na okoliczne wzgórza, pisarz spędził pięćdziesiąt lat życia.

Ulubione lektury jego młodości to Robinson Crusoe, Podróże Guliwera, baśnie Andersena, Baśnie z tysiąca i jednej nocy oraz dzieła Edgara Allana Poe, które wywarły szczególny wpływ na młodzieńczą wyobraźnię trzynastoletniego podówczas chłopca. Wiadomo również, że przeczytał od deski do deski opasły słownik Webstera2. Jako jedenastolatek zaczął tworzyć baśnie o orientalnej tematyce, inspirowane przeczytanymi opowieściami. Cztery z tych wczesnych utworów opublikowano w latach 1910-1912.

Pisywał również poezje. Zachęcony przez nauczyciela podjął starania o ich publikację, a efektem był debiutancki tom The Star Treader And Other Poems3, który wzbudził zachwyt krytyków. Dziewiętnastoletniego autora okrzyknięto nad wiek dojrzałym geniuszem, rywalem Keatsa4, nowym Shelleyem5. Niestety, zainteresowanie niełatwą poezją szybko przeminęło, a młody autor, przedwcześnie zgorzkniały i rozczarowany, popadł w depresję i podupadł na zdrowiu. Nie zrezygnował jednak z pisania wierszy i do końca życia uważał się przede wszystkim za poetę. Tworzył również poematy po hiszpańsku i po francusku. Przełożył na angielski Kwiaty zła Charlesa Baudelaire'a.

Około roku 1918 ujawnił się talent malarski Clarka Ashtona Smitha. Artysta pozostawił setki rysunków, pasteli i akwarel. Malarstwo Smitha, podobnie jak jego poezja i proza, uderza bogactwem wyobraźni, koloru oraz niezwykłą sugestywnością wizji.

Pierwsze utwory prozatorskie Smitha (nie licząc młodzieńczych baśni) to krótkie, realistyczne, nieco ironiczne opowiadania. Wkrótce jednak charakterystyczna dla pisarstwa lat dwudziestych i trzydziestych tendencja do błyskotliwej analizy rzeczywistości straciła dla autora wszelki urok. W roku 1929 za namową ówczesnej narzeczonej zaczął pisać opowiadania fantastyczne, które dziewczyna (jak się okazało, nie bez racji) uważała, za łatwiejsze do sprzedania wydawcom. W ciągu czterech lat Clark Ashton stworzył około setki nowel publikowanych głównie w miesięczniku Weird Tales, którego wydawcą był Farnsworth Wright oraz Wonder Stories, wydawanych przez Hugona Gernsbacka. Bywało, że w ciągu miesiąca powstawały trzy opowiadania.

W roku 1933 rozpoczął czarną serię zdarzeń w życiu Smitha. W lutym wydawcy magazynu Wonder stories bez wiedzy autora poczynili istotne zmiany w opowiadaniu Pan otchłani6 (…). Pierwsza wersja (sam autor nazwał ją w liście, czystej wody międzyplanetarnym horrorem) została odrzucona przez wydawcę, który uznał ten utwór za mało „naukowy”. Smith dodał postać Chalmersa, który miał za zadanie wyjaśnić bohaterom ich położenie. Hugo Gernsback polecił redaktorom usunąć fragment tekstu budujący mroczną atmosferę beznadziejności. Zakończenie, które Smith określił jako „doskonałe i nawiązujące do poezji Dantego”, zostało przez nich zmienione na trochę bardziej optymistyczne: jeden z Ziemian wyszedł cało z opresji. W takim kształcie nowela ukazała się na łamach czasopisma. Urażony Smith odmówił dalszej współpracy z magazynem.

W maju 1935 zmarła matka pisarza, w grudniu 1937 chory od dawna ojciec. Bolesną stratą było również odejście Howarda Philipsa Lovecrafta (marzec 1937), który od 1922 korespondował ze Smithem, podtrzymywał go na duchu i zachęcał do pisania.

Po roku 1937 Clark Ashton napisał zaledwie szesnaście opowiadań. Jako że z ich publikacji czerpał, największe dochody, a pisał coraz mniej, popadł w poważne tarapaty finansowe. Zimą roku 1950 skarżył się przyjaciołom, że nie stać go już na znaczki pocztowe. W najtrudniejszym, mrocznym okresie jego życia pojawiła się nowa pasja – rzeźbiarstwo. Smith zbierał barwne kamienie, których nie brakowało w górzystej okolicy i rzeźbił fantastyczne głowy i popiersia. W ciągu pięciu lat (od wiosny 1935 roku do połowy 1940) powstało około dwustu rzeźb. Wiele z nich znalazło nabywców.

Smutną monotonię życia pisarza, ekscentryka, i mizantropa, przerywały odwiedziny przyjaciół, do których należeli Henry Kuttner7 i Philip K. Dick8, wizyty miłośników, twórczości Clarka Ashtona Smitha oraz... romanse; pomińmy jednak nazwiska dam jego serca. Warto wspomnieć, że owe czułe związki stały się natchnieniem do napisania wielu utworów poetyckich, między innymi cyklu poematów miłosnych The Hill of Dionysus.

Z czasem w życiu pisarza zaszły pewne zmiany na lepsze. Zaczęły się ukazywać zbiory jego wierszy i opowiadań, a w roku 1954 poznał Carolyn Jones Dorman, którą poślubił kilka miesięcy później. Opuścił skromną, rodzinną posiadłość i zamieszkał w domu żony na Pacific Grove9. Zmarł 14 sierpnia 1961 roku, przeżywszy sześćdziesiąt osiem niełatwych lat."

Przypisy własne:

1Dokładnie w mieście Auburn w hrabstwie Placer

2Inne źródła podają, że przeczytał dwukrotnie 11 edycję Encyklopedii Britannica

3W 1912 roku

4John Keats (1795-1821)- angielski poeta romantyczny, ateista i filozof.

5Percy Bysshe Shelley (1792-1822)- angielski poeta, powieściopisarz, dramaturg, ateista i wegetarianin.

6ang. The Dweller in the Gulf (1932 r.)

7Henry Kuttner (1915-1958)- amerykański pisarz science fiction, współpracował z magazynem Weird Tales.

8Philip K. Dick (1928-1982)- amerykański twórca, zdobywca nagrody Hugo, jeden z najwybitniejszych pisarzy fantastyki naukowej. Miał znaczący wpływ na rozwój tego gatunku.

9W Kalifornii w hrabstwie Monterey.

niedziela, 9 listopada 2014

Ruszyła przedsprzedaż Teatro Grottesco!


(źródło: http://sklep.okultura.pl/thomas-ligotti-teatro-grottesco.html

Tym razem krótka, ale za to wspaniała nowina. W internetowym sklepie Okultury już można zamówić Teatro Grottesco Thomasa Ligottiego. Wielkie podziękowania należą się wszystkim dobroczyńcom, którzy brali udział w przedsięwzięciu. Pierwsze 100 egzemplarzy jest objęte ceną promocyjną, więc warto się pospieszyć. Poniżej link do sklepu :).

http://sklep.okultura.pl/thomas-ligotti-teatro-grottesco.html

środa, 5 listopada 2014

Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie... o Clarku Ashtonie Smithie


(źródło: http://www.antykwariat.waw.pl/ksiazka,1046522/clark_ashton_smith_miasto_spiewajacego_plomienia,245233.html)
W pierwszej połowie lat '90 w Polsce ukazała się książka, która zdobyła tylu zwolenników co i przeciwników. Nie stała się ona, jednak nigdy tematem publicznej dyskusji. Była to iskra opowieści niesamowitej, mylnie utożsamiona z literaturą fantasy. Ta skazana na zapomnienie książka, to Miasto śpiewającego płomienia Clarka Ashtona Smitha. 
Być może nie taki los spotkałby książkę, gdyby po drodze nie popełniono kilku znaczących błędów. Przede wszystkim została ona wydana nakładem wydawnictwa Alfa w ich serii wydawniczej Fantasy. Zastanawia mnie jak niska była świadomość pracowników wydawnictwa na temat treści książki? Naturalnie, twórczość Smitha mocno odbiega od klasycznych pisarzy niesamowitości, ponieważ akcja wielu jego opowiadań odbywa się na obcych planetach, wśród egzotycznych cywilizacji i bogów. Nie zmienia to faktu, że atmosferą bliższa jest literaturze grozy, a tematycznie science- fiction, co daje nam ciekawą mieszankę znaną jako lovecraftowski kosmiczny horror.
Kolejny błąd, to zły czas publikacji. W roku 1994 wiedza na temat literatury weird nie mogła być zbyt duża, chociażby dlatego, że dopiero w 2000 r. ukazało się pierwsze, polskie wydanie Nadnaturalnego horroru w literaturze H. P. Lovecrafta (oczywiście wcześniej Stefan Grabiński pisał o metafantastyce, jednak mogliśmy się o tym dowiedzieć, właściwie niedawno, dzięki wydawnictwu Agharta i zbiorze opowiadań Po drugiej stronie). Czytelnicy dopiero oswajali się z twórczością Lovecrafta (pierwszy zbiór opowiadań ukazał się w 1983 r., a kolejny dopiero 16 lat później), a samego Smitha poznaliśmy lepiej dzięki S. T. Joshiemu, jako pisarza z kręgu "mitologii Cthulhu". Świadomie wspominam wyłącznie o Lovecrafcie, ponieważ inni klasycy weird fiction pojawili się w kraju kwitnącej jabłoni w późniejszym czasie.
Trzecim błędem było złe miejsce, ponieważ prędzej o autorze mógłby usłyszeć czytelnik horroru lub science fiction, niż miłośnik magii i miecza, który zachęcony początkową obietnicą poznania nowego pisarza fantasy, otrzymał książkę zgoła inną od spodziewanej i raz otworzoną pozostawił wśród kurzu biblioteki.
Do takiej pomyłki mogło dojść również z innego powodu, który uznaję za ostatni błąd w promocji zbioru. Mówi się, że nie należy oceniać książki po okładce, jednak nie trudno przejść obojętnie obok książki, na której mamy rysunek podobny do każdej jednej grafiki fantasy, jak te znane z Conana Barbarzyńcy, czy serii o Johnie Carterze, który po prostu nie przykuwa wzroku. Taka książka nie zainteresuje miłośnika horroru lub science fiction, ponieważ wygląda jak fantasy, nie zainteresuje również czytelnika fantasy, ponieważ nie posiadała znanego wówczas w Polsce nazwiska. I tak oto dziś już książkę można dostać wyłącznie na allegro za cenę około 20 zł.
Zamiast zakończenia, wymienię opowiadania jakie zawiera ten zbiór:
1. Kobiety- kwiaty (ang. Flower- woman 1935r.)
2. Los Antariona (ang.The planet of the dead lub The doom of Antarion 1932 r.)
3. Miasto śpiewającego płomienia (ang. The city of the singing flame1931 r.)
4. Pan Otchłani
5. Potwór z przepowiedni Abbolechiolora ( ang. The monster of the prophecy 1932 r.)
6. Przeklęty kwiat (ang. The demon of the flower 1933 r.)
Niestety, nie znalazłem informacji na temat opowiadania Pan Otchłani. Udało się Wam może dotrzeć do książki?

wtorek, 7 października 2014

Opowieści niezwykłe w polskim kinie

Polska kinematografia nie może pochwalić się zbyt wieloma filmami niesamowitymi. Prócz Sanatorium pod klepsydrą Wojciecha Jerzego Hasa oraz Śledztwa Waldemara Krzystka, trudno znaleźć dzieła chociażby ocierające się o dziwność. Wyjątkiem w historii polskiej sztuki filmowej są lata 1967-1968, kiedy to powstało aż pięć filmów będących adaptacjami opowiadań weird.
Opowieści niezwykłe, to cykl filmów nakręconych przez czterech reżyserów, stanowiących adaptację opowiadań czterech polskich fantastów. Każdy z nich trwa około trzydziestu minut i pozwala widzowi zatopić się w czarno-białej atmosferze wyjętej z klasycznych historii o duchach (ale nie tylko).
Filmy można znaleźć w trzech częściach na portalu YouTube. Poniżej podsyłam linki do pierwszych ich części:
1. Ja gorę! Janusza Majewskiego, stanowiący adaptację opowiadania Henryka Rzewuskiego.
 Pierwsza część filmu Ja gorę!
2. Szach i mat! Andrzeja Zakrzewskiego, będący adaptacją noweli Ludwika Niemojskiego.
Pierwsza część filmu Szach i mat!
3. Ślepy tor Ryszarda Bery, który jest pierwszą adaptacją opowiadania Stefana Grabińskiego.
Pierwsza część filmu Ślepy tor
4. Mistrz tańca Jerzego Gruzy, jest adaptacją noweli Józefa Korzeniowskiego pt. Narożna kamienica. To jedyny film w serii, który nie nazywa się tak samo jak opowiadanie, na motywach którego został oparty.
 Pierwsza części filmu Mistrz tańca
5. Pożarowisko Ryszarda Bery, który jest drugą adaptacją opowiadania Stefana Grabińskiego.
Pierwsza części filmu Pożarowisko

Miłego oglądania :).

czwartek, 18 września 2014

Jaskółki

Długo walczyłem ze sobą, czy powinienem opublikować na blogu swoje własne opowiadanie. Jednak pod namową znajomych w końcu postanowiłem to zrobić. Mam nadzieję, że i wam się spodoba ;).

Jaskółki

Wiatr rozmawiał z ptakami w koronach drzew. Każde ugięcie gałęzi oznaczało kolejne słowa, a trzepot liści stał się interpunkcyjnym potokiem, nadającym melodie i rytm zdaniom. Czasami zdawało mi się, że potrafię go zrozumieć, że tym razem odnalazłem klucz oparty na powolnym kołysaniu i powtarzalności. Jednak o wszystkim zapominałem, gdy promienie latarni rozdzierały przestrzenie pomiędzy szelestem a skrzypieniem.
Łatwiej było z ptakami. Ich kolorowe ciałka, skarlałych staruszek o szerokich kapeluszach i przesadzonych sukniach z plastikowymi kwiatami naprędce doczepionymi agrafką, wyginały się w przedziwne grymasy. Te nerwowe mimodramy eksplodowały orgią barw i ruchu. Pomimo swojej pozornej instynktowności zawierały w sobie stosowną celowość. Przykładowo, kiedy z rana warkot samochodów strącał zapusty snu, sójki wzbijały się w powietrze uciekając przed szczękiem tłoków i silników. Gdy cały ten hałas ustawał, ustawał również swobodny lot sójek, które cicho opadały w kłęby liści jak papierowe samoloty.
W dni deszczowe obserwowałem wróble, które upatrzyły sobie zabawę w rozdziobywaniu kropli opadłych na gałęzie lub parapety. Z braku lepszych zajęć liczyłem ile kropel rozbryznął każdy wróbel, który usiadał przy moim oknie. Najsprawniejszy z nich był ten, którego zwykłem nazywać „Marszałkiem” ze względu na dumne oblicze o ostrych rysach dzioba i zadartych piórkach w okolicy łepka.
Przesadną niechęcią obdarzałem gołębie. Pełne słonej ironii, puszyły się w swojej własnej głupocie. Przechadzały się obojętne wobec świata niezdolne do niczego ponad aktami konsumpcji i defekacji, które urastały w ich tępych spojrzeniach do miana świętych. Tak jakby te szare nijakości zasługiwały na własną religię.
Kiedy dni były ciemniejsze niż zazwyczaj, a chmury muskały anteny telewizyjne, widywałem siebie wśród stada srok. Walczyłem wtedy zaciekle o skrawki suchego chleba, a gdy brązowym okiem dostrzegłem świecące strzępy zaśniedziałych błyskotek, rzucałem się na nie głodny niezwykłości. Nie potrafię powiedzieć, dlaczego to robiłem, a tym bardziej jak długo to robiłem? Być może owymi rojeniami starałem się wypełnić dziury w spęczniałych parkietach mojego mieszkania.
Pewną aberracją dla spokojnego snu kamienicy stały się jaskółki. Pojawiły się znikąd. Lubiłem myśleć, że powstały z odpadających płatów farby, które trącił nieuważny sąsiad przechodzący korytarzem. Nie było to twierdzenie bezpodstawne, gdyż ich gniazdo, które znajdowało się w rogu na pierwszym piętrze tuż nad moimi drzwiami, zbudowane było z gałązek, suchej trawy, piór, łupin po jajach i kolorowego tynku. Nie wiem jednak, jak długo zamieszkują róg nad moimi drzwiami? Z pewnością były tu od zawsze, wrosły w strukturę kamienicy głębiej niż najstarsi jej mieszkańcy.
Jaskółki miały swoje rytuały. Budziło je poranne trzaskanie drzwi, czy szczęk kluczy wygrzebywanych naprędce z kieszeni i torebek. Przeciągały się wtedy ospale lecąc w stronę uchylonych okien aby wykąpać się w chłodnym powietrzu miasta. Wyglądały wtedy jakby strzepywały z siebie pyłki kurzu, osiadłe na nich w trakcie snu. Od tego momentu mogłem je obserwować bez przeszkód oparty o ramę mojego okna. Jaskółki piękniały w locie. Przypominały dzieci grające w gumę podczas pełnych agrestu chwil mojego dzieciństwa. Tak samo naturalne i szczęśliwe. Te pląsy i zabawy trwały aż do wieczora, kiedy to powracały zmęczone do swojego gniazda.
Ptaki te stały się częścią również moich rytuałów. Zacząłem dbać o to, żeby okna na wszystkich piętrach były otwarte lub przynajmniej uchylone. Do parapetów na pierwszym oraz drugim piętrze przykręciłem puste puszki po rybach i wypełniłem je wodą, aby jaskółki miały stały do niej dostęp. Kilka razy zdarzyło mi się przemierzać alejkę pod moją klatką w poszukiwaniu różnorodnych owadów, które następnie układałem na nakrętce od słoika zaraz obok poidełka. Szybko jednak zaprzestałem tej praktyki ze względu na nieprzychylność sąsiadów.
Niespełna pół roku temu na ramie mojego okna zaczęła siadać jaskółka. Z początku obawiałem się, że wleci do pokoju i zrobi sobie krzywdę lub nie będzie w stanie wylecieć. Ona jednak tylko patrzyła. Kręciła łepkiem w rytm mojej codziennej krzątaniny. Tłumaczyłem sobie, że jej ciche trwanie jest formą podziękowania, za moją nieznaczną służbę. Była przy mnie gdy zmywałem naczynia, prasowałem bieliznę, czyściłem piekarnik, oglądałem telewizję, malowałem na ścianach kolejne jaskółki, czy zdrapywałem z nich farbę. Zachowywałem się przy tym bardzo ostrożnie. Zbyt gwałtowny ruch wprawiał jej skrzydła w falowanie i kolejne podmuchy wiatru niosły ją daleko poza zasięg mojego wzroku.
Od dwóch tygodni przestała siadywać na oknie. Również gniazdo jaskółek opustoszało. Zastanawiałem się czym je obraziłem, że karzą mnie swoją nieobecnością? Którą czynność odczytały jako obelgę lub zagrożenie dla kruchości ich papierowych istnień? Z pewnością odstraszył je łoskot pralki lub szum odkurzacza. Tylko dlaczego dopiero teraz? Zrezygnowałem z obserwacji ptaków. Nawet gorące podrygiwania wróbli przestały mnie cieszyć. Zasłoniłem firany w obronie przed ewentualnymi pocieszeniami, których przez nieuwagę mogłem stać się adresatem. Moje członki osłabły i straciły chęć do poruszania. Moje ciało rozlało się jak płótno na zbyt małym manekinie, zagarniając kolejne klepki w podłodze. Czułem jak perikariony w dłoniach i stopach żarzą się by osiągnąć temperaturę wolframowych prętów. Coś działo się z moim ciałem, czego nie byłem w stanie wyjaśnić. Miałem wrażenie, że przygotowuje się na coś lub, że moja agonia jest okresem przejściowym podobnie jak czas spędzony w poczekalni, jest jedynie nieprzyjemnym zaburzeniem ciągłości podróży, pozbawionym większego znaczenia.
Czasem odczuwałem chwile wytchnienia. Ból odchodził tak samo niespodziewanie jak przybywał. Unosiłem się wtedy na falach utkanych z trwogi przed kolejną burzą. Nadal jednak starałem się podtrzymać pozory codzienności. Wychodziłem na korytarz, siadałem na drewnianych stopniach z papierosem w dłoni patrząc na Ich gniazdo i kręciłem głową widząc jak lepka konstrukcja rozkleja się z każdym kłębem dymu.
Tak często jak mogłem wychodziłem na podwórze. Sunąłem przez deszcz, aby wzmocnić moje nogi z gazy. Po to aby nasiąknąć. Czynność ta musiała wyglądać komicznie z perspektywy innych przechodniów. Nie przejmowałem się tym. Martwiła mnie jednak myśl, że staję się coraz mniej prawdziwy.
Pierwszego lipca postanowiłem przewietrzyć mieszkanie. Kiedy otworzyłem okno w sypialni, na parapecie od strony podwórza usiadła jaskółka. Przyglądała mi się przez jakiś czas, po czym powiedziała chrapliwym ale melodyjnym głosem:
- Zmizerniałeś.
- Dlaczego mnie opuściłyście? – warknąłem z wyrzutem.
- Myślisz, że Cię opuściłyśmy? Spójrz na ściany pokryte naszymi ciałami, czy nie jesteśmy przecież niczym ponad skrawkami farby odpadłymi ze ścian?
Rozejrzałem się po pokoju. Był niemal cały czarny z wąskimi prześwitami żółtej, starej farby przeciekającej pomiędzy skrzydłami dziesiątek jaskółek. Zatoczyłem się opierając ręce o brzeg stołu. Mój oddech stał się nierówny. Milczałem chwile po czym stanąłem przed lustrem przyglądając się swojej cienkiej jak balon twarzy.
- Rozdmuchałeś swoją głowę, więc teraz się unieś. Najpiękniejsze w prostym życiu jest to, że jest takie trudne. – powiedziała odgadując moje myśli.
- Skąd wiesz o czym myślę?
- Czy dziecko nie wie, o czym szepczą rodzice nocami? Urodziłam się w klatce. Bądź mi wdzięczny, bo to ja ją otworzyłam. Resztę sam uwolniłeś, jednak żadna z nich nie miała odwagi polecić dalej. Uciekając przez puste oczodoły trafiły na sieci z Twoich ścian. Nie my wrosłyśmy w ściany, to Ty stapiasz się z kamienicą.
- Co się ze mną stanie? 
- Rozpuścisz się jak głowa ćmy w płomieniu świecy. Pęknięcia w ścianach wypełnią się Twoim ciałem, a budynek wysubtelnieje. Czy to nie piękne, że po śmierci nadal się na coś przydamy? Powinieneś być szczęśliwy, że udało Ci się wyrwać z łańcucha troficznego. Niektórzy mogliby to nazwać samadhi. Poddaj się temu bo nic Ci już nie pozostało.
Mówiąc to w końcu odleciała. Siedziałem z mdłościami garnącymi się do ust i piekącymi palcami zdrapującymi farbę ze ścian. Czułem się jak zagubione szczenię pomiędzy konarami osik nabiegłych szumem myśli. Osamotniony i przerażony pozbywałem się kolejnych ptaków z mojego mieszkania, które ulatywały wraz z każdym płatem tynku.
Jaskółka się myliła. Odkryłem to nim jeszcze odleciała. Pozostały jeszcze ściany. Ściany pełne czerni, żółci i czerwieni...

sobota, 6 września 2014

Dostojewski fantastą


(źródło: http://www.wydawnictwoliterackie.pl/resources/1/7371-n-a.jpg)
Nie lubię sieci księgarń. Są dla mnie jak markety z makulaturą, w których trzeba spędzić wiele godzin aby odnaleźć książkę, dla której byłbym chętny poświęcić czas i pieniądze. W księgarniach tego typu książki weird fiction znajdują się najczęściej w dziale fantastyka (o ile w ogóle), pośród wielu nieciekawych lektur. Dziś byłem w jednej z takich księgarń, jednak tym razem nauczony doświadczeniem, że i tak nie mam co liczyć na choć jedną pozycję wydawnictwa C&T lub Vesper, poszedłem w stronę regału z etykietą "Literatura piękna obca". Duże było moje zdziwienie kiedy dostrzegłem książkę pt. Opowieści fantastyczne Fiodora Dostojewskiego. Zbiór składa się z 8 opowiadań, a wśród nich Chłopczyk na gwiazdce Pana Jezuska, Bobek, Sen śmiesznego człowieka itp.. Choć książka reklamowana jest jako twórczość pokrewna E. A. Poe, wśród czytelników wywołuje mieszane uczucia, co do swojej "niesamowitości". Niezależnie od głosów nadchodzących z Internetu, na pewno warto zapoznać się z książką. Pod spodem standardowo link, gdzie można znaleźć więcej informacji.

http://www.wydawnictwoliterackie.pl/ksiazka/1584/Opowiesci-fantastyczne---Fiodor-Dostojewski

sobota, 30 sierpnia 2014

Publiczność literatury weird fiction w przestrzeni internetowej

Moi Drodzy,

mam do was wielką prośbę. Jestem magistrantem socjologii Uniwersytetu Wrocławskiego i prowadzę badania poświęcone publiczności literatury weird fiction w Internecie. Byłbym wdzięczny gdybyście pomogli mi w zbieraniu badań poprzez wypełnienie ankiety, do której link podam poniżej. Oczywiście gdybyście mieli znajomych, którzy również interesują się literaturą weird fiction, to możecie im wspomnieć o takim badaniu ;).

Ankieta jest anonimowa i posłuży jedynie celom naukowym.

Z góry dziękuję za Państwa poświęcony czas i udział w badaniu.

http://ankiety.interaktywnie.com/ankieta/5401df388fcfc/

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Młyn pełen lalek


(źródło: https://s3.amazonaws.com/ksr/projects/427039/photo-main.jpg?1397806884)
W lalkach jest coś fascynującego. Mimo, że wyglądają jak ludzie są jedynie przedmiotami, których zastygłe twarze wyrażają stale jedną emocje na podobieństwo masek. Lalki jednak potrafią mówić, o czym doskonale wie Kevin McTurk. Stara się nas przekonać o tym swoim nowym filmem, który właśnie dziś został opłacony przez użytkowników Kickstartera.
The Mills at Calder's End to gotyckie ghost story utrzymane w duchu Edgara Allana Poe i H. P. Lovecrafta, które zostanie opowiedziane przez około 75- centymetrowe lalki przy pomocy tradycyjnej japońskiej techniki teatru lalek zwanej bunraku. Bunraku polega na kontrolowaniu lalki przez trzech (lub więcej) lalkarzy ubranych w czarne stroje, ukrytych za swoją postacią. Jak zapowiada reżyser w filmie nie będzie praktycznie żadnych komputerowych efektów. W projekt są zaangażowane takie postacie jak chociażby Mike Mignola, Elijah Wood, Lustmord i wiele innych. Więcej informacji pod poniższym adresem:

https://www.kickstarter.com/projects/935772123/the-mill-at-calders-end-a-ghost-story-puppet-film

Do tego warto zapoznać się z wcześniejszym projektem Kevina McTurka pt. The Narrative of Victor Karloch, który jest utrzymany w podobnym klimacie. Trailer można obejrzeć na tej stronie:

http://vimeo.com/ondemand/victorkarloch/32556927

niedziela, 24 sierpnia 2014

Groza jest święta


(źródło: http://masz-wybor.com.pl/wp-content/uploads/2014/08/groza_jest_swieta_okladka-797x1024.png)
W ostatnią środę tj. w dniu 124-tej rocznicy urodzin szanowanego Pana Lovecrafta ukazała się w sieci publikacja naukowa dotycząca mitologii Cthulhu. Jak podaje portal masz-wybor.com.pl:
"Groza jest święta to praca kontrowersyjna, czego autor nie ukrywa i o czym szerzej pisze w swojej przedmowie. Mówi w niej wprost o uprzedzeniach Lovecrafta i ich wpływie na powstały system mityczny, podważa również krytycznoliteracką analizę mitów. Pojawiają się w niej też tak odważne tezy jak (niebezpodstawne!) przyrównanie powieści grozy do tekstów sakralnych. Czytacie ją na własną odpowiedzialność – do czego Was tradycyjnie gorąco zachęcamy!"
 Jeszcze nie miałem okazji zapoznać się z treścią książki, dlatego pozostaje mi jednie zaufać powyższym słowom i poświęcić jej kilka wieczorów (co i wam polecam), tym bardziej, że książka jest dostępna za darmo w formacie .pdf pod adresem:

 http://masz-wybor.com.pl/groza-jest-swieta-na-124-urodziny-h-p-lovecrafta/

wtorek, 22 lipca 2014

Pośmiertny wywiad z Arthurem Machenem

Arthur Machen w Polsce jest znany dzięki wydawnictwu C&T, które wydało zbiór opowiadań pt. Inne światy. Niezawodne weirdfictionreview.com poprzez metodę channelingu przeprowadziło z nim wywiad na temat celu jego pisarstwa oraz mistycznych poszukiwaniach. Za ewentualne błędy w tłumaczeniu przepraszam (i przepraszać będę już chyba zawsze ;)). Link do oryginału w języku angielskim znajduje się pod tekstem. Zapraszam do lektury.
(źródło: http://anolen.files.wordpress.com/2013/06/arthur-machen.jpg?w=430)
"Wywiad niesamowity: Rozmowa z Machenem za pośrednictwem Petera Bebergala

Poniższy wywiad miał miejsce w walijskiej wsi w noc pełni księżyca. Peter Bebergal, który zaoferował swoją pomoc, zadzwonił do mnie tydzień wcześniej, abym spotkał się z nim przy opuszczonej stacji tuż obok wiejskiej drogi na obrzeżach miasta Bargoed. Kiedy nadjechałem taksówką, on już na mnie czekał z grubą książką oprawioną skórą, którą trzymał w zgięciu ramienia. „Przyniosłeś to?” – zapytał. Skinąłem głową i podniosłem moją kopię Secret Glory, powieści Arthura Muchena na temat ucznia zainteresowanego legendą o świętym Graalu, który przystępuje do Kościoła Celtyckiego. „Dobrze” – powiedział. Wziął ją ode mnie i umieścił pod drugim ramieniem. Odwrócił się i ruszył w dół wiejskiej drogi ku Cefn Gelligaer.

W trakcie drogi Bebergal wytłumaczył mi dlaczego obrał tę trasę. „Można to nazwać psychografią, ale to nie jest do końca to. Czy kiedykolwiek czytałeś tę książkę Machena „N”? Musiałem przyznać, że nie. „Jak bohater z książki – będziemy czatować na wyjątkowe przejście, w wyjątkowym okresie nocy, w wyjątkowym czasie w roku. Raz w przeciągu życia dojdzie do konwergencji. Zamiast znaleźć raj, znajdziemy Machena. I po chwili dodał „Albo Machen znajdzie nas”.

Po długim spacerze, dotarliśmy do celu, na stoki Cefn Gelligaer: samotny kamień stał jak bezpańska noga kompasu, wbita w ziemię pod kontem ostrym. Na boku była jakaś inskrypcja. Myślałem, że mogę ją przeczytać, coś jakby starożytny język, jednak po lepszym przyjrzeniu, okazało się, że napis jest zbyt zatarty.

Bebergal ukląkł na ziemi przy zgięciu kamienia, chroniąc się pod nim. Wziął książki i ułożył je po swoich obydwu stronach. Teraz zobaczyłem tę drugą książkę. Była to House of the Hidden Light, książka, którą Machen napisał wraz z A. E. Waitem, podczas gdy oboje należeli do Hermetycznego Zakonu Złotego Blasku. Istnieję tylko trzy egzemplarze tej książki.

Kiedy Bebergal odmawiał jaką niezrozumiałą modlitwę, światło księżyca rozjaśniło się i skupiło na kamieniu, wyrazie jego twarzy i dłoniach umieszczonych na środku każdej książki. Wtedy głęboki, dźwięczny głos nie należący do Bebergala powiedział: „Teraz zadawaj pytania.”

Weirfictionreview.com: Czy kiedykolwiek spodziewałeś się tego, że „dziwna” fikcja wyprowadzi Cię z ubóstwa?

Bebergal (medium dla Machena): Nazywasz moja pracę „dziwną”, ale nie ma nic dziwnego w próbie ujawnienia innym jak otaczają się prawdami iluzorycznymi. Opowiem Ci powiastkę tak zadziwiającą abyś mógł zrozumieć. Mój przyjaciel spotkał znajomego z Yorku, który podróżował przez wioski, aż natknął się na farmę. Właściciel zaprosił go i powiedział mu historię adwokata, o ile dobrze pamiętam, który wszedł w posiadanie dziwnego pamiętnika opisującego ostatnie dni młodego studenta medycyny, który odkrył nieznaną wcześniej substancje o przerażających właściwościach, których źródła postanowił dociec. O tych niewytłumaczalnych wydarzeniach, które miały później miejsce nie śmiem powiedzieć ani słowa.

WFR: Ostatnio został wydany obszerny zbiór Twoich opowiadań, który nie obejmuje „Wielkiego Boga Pana”, co myślisz o tym zaniechaniu?

Bebergal (Machen): Chociaż lubię to opowiadanie, muszę przyznać, że tak będzie lepiej. Historie mogą funkcjonować jak zaklęcia. Twój nowoczesny świat nie jest gotowy na wizytę duchów dawnych bogów, których moc nigdy nie odeszła z tego świata. Jednak w oczekiwaniu na ten moment, będą wykonywane starożytne i straszliwe rytuały podczas, których same kamienie staną się podobne twarzom, a kwiaty zaczną śpiewać chórem bezbożnych głosów, kiedy mężczyźni i kobiety będą odprawiać swoje obrzędu w cieniu dębu, którego liście są jak kryształy odbijające blask czarnego słońca.

WFR: Czy żałujesz, że przynależałeś do Złotego Brzasku?

Bebergal (Machen): Nie łudziłem się, że rozniecenie ego i skandaliczne zachowania mogą prowadzić do odnalezienia szlachetnych przebłysków woli Bożej. Nasz świat jest jedynie cieniem zaświatów, które są wielką niebiańską krainą. Oni szukali dostępu do ich własnego samouwielbienia. To mój drogi przyjaciel Arthur Waite, wprowadził mnie do zakonu w nadziei, że razem możemy przenieść tam ducha chrześcijaństwa, jednak stał się przedmiotem kłamstw i obelg, dlatego razem odeszliśmy w poszukiwaniu innych, bardziej szlachetnych tajemnic. Bractwo marnuje swój czas na bezużyteczne zaklęcia, podczas gdy powinni błagać o nasienie różokrzyża... Ach, ale już powiedziałem za dużo.

WFR: Czy po opuszczeniu Zakonu nadal kontynuowałeś swoje magiczne praktyki?

Bebergal (Machen): To nie była magia, raczej fałszywa sztuka. Prawdziwa ścieżka mistyka prowadzi do jednego celu, którym jest święty kielich, Graal! Sekretem serca... nie proszę, powiedziałem za dużo.

WFR: Temat Twoich opowiadań bardzo się zmienił podczas pierwszej wojny światowej.

Bebergal (Machen): To nie opowiadania się zmieniły, tylko świat. Ja również się zmieniłem. Wtedy w pełni zrozumiałem, że wszyscy byliśmy w potrzebie powrotu do Ducha Świętego, aby nas prowadził, ale także sam Kościół był w wielkiej potrzebie przeobrażenia heroicznego i mistycznego. Nasz wielki naród został pożarty przez bestię i tylko dzięki sile naszego legendarnego dziedzictwa starożytnych wysp możemy przejrzeć to na wskroś.

WFR: Pozostawiłeś trwały wpływ na ludzi, którzy przyjdą po Tobie od pisarzy do okultystów, a potem do mistyków. Czy tego właśnie oczekiwałeś?

Bebergal (Machen): Niestety moja praca została źle odczytana przez tak wielu. Belzebub Aleistar Crowley, który zhańbił Złoty Blask, wyczuł wielki magiczny cel mojej pracy, jednak zbłądził ze ścieżki prawdziwego mistyka. Inni widzą mnie jako tkacza horroru, kiedy tak naprawdę chciałem otworzyć te sekretne drzwi za którymi ukryte są prawdy objawione. Bojaźń powinna przerodzić się w strach, strach w epifanię, dlatego że spędzamy nasze życie w cieniu, kiedy powinniśmy poszukiwać większego Światła!

WFR: Czego Tobie najbardziej brakuje ze świata fenomenów (świata materialnego)?

Bebergal (Machen): W trakcie życie, jedyną osobą mi drogą była moja żona Amy, ale ona jest teraz ze mną oraz mój przyjaciel Waite, którego dusza pewnie zagubiła się w dziwnym zakątku czyśćca, gdzie przez wieczność czyta swojego ukochanego Tarota w poszukiwaniu klucza do tych niezgłębionej korespondencji pomiędzy niebem a ziemią. Co do tej cennej kuli (Ziemi), gdzie człowiek pędzi za pragnieniami i zawsze spogląda za siebie, jest tylko jedna rzecz, której brakuje mi przede wszystkim: tytoniu we wszystkich swoich wspaniałych i cudownie palnych formach. Tytoń mój drogi Panie, tytoń jest tym za czym tęsknie najbardziej."

źródło: http://weirdfictionreview.com/2012/10/uncanny-interviews-a-conversation-with-machen-via-peter-bebergal/

czwartek, 17 lipca 2014

Wywiad z Wojciechem Gunią

Wszystkich, którzy czekają na dostawę "Powrotu" lub już przeczytali tę książkę serdecznie zapraszam do przeczytania wywiadu z Wojciechem Gunią przeprowadzonego przez serwis carpenoctem.pl, link zamieszczam poniżej.
http://www.carpenoctem.pl/teksty/zbyt-optymistyczne/

wtorek, 17 czerwca 2014

"Powrót" Wojciecha Guni

Wyobraźmy sobie małe miasto położone gdzieś „...w odległych przestrzeniach, poza zasięgiem doraźnych zainteresowań i potrzeb, pomiędzy ogromem lasów, bezmiarem bezdrożnych równin, pomiędzy szarą ziemią a nijakim niebem, które jest takie jak wszędzie.” Wyobraźmy sobie osobę o twarzy bez większego wyrazu, o skórze cienkiej jak papier, sunącą ospale przez ulice takiego miasta. Z pewnością widząc tą marionetkową postać przeszlibyśmy obok niej obojętnie. Wojciech Gunia zachęca nas abyśmy przystanęli i wysłuchali historii tego człowieka.
O autorze wiadomo niewiele. Urodził się w 1983 roku w Nowym Sączu, jest absolwentem Wydziału Polonistyki UJ, zadebiutował opowiadaniem Wojna w antologii Po drugiej stronie- weird fiction po polsku wydawnictwa Agharta. Został dostrzeżony przez serwis Carpe Noctem, na którym opublikowano jego opowiadanie Bardzo długa była tylko ciemność. Twórca bloga o nazwie Labirynt z liści gdzie oswoił nas z twórczością Thomasa Ligottiego i przypomniał nam o Kazimierzu Truchanowskim, czy Robercie W. Chambersie. W przyszłym tygodniu ukazuje się zbiór jego trzynastu opowiadań pt. Powrót.
Gunia konstruuje światy pełne zimnego pesymizmu i miasta nabrzmiałe tajemnicą. Są to miejsca tuż za rogiem naszych domów, a jednocześnie na żadnej z ulic. Podobne do schulzowskiej Ulicy krokodyli mikroświaty, pomijane przez miejscowych i turystów, o własnym dusznym klimacie. Pisarz wycina je z większej całości i obrabia pod lupą zachowania jej mieszkańców.
W niektórych opowiadaniach wyraźnie widoczne jest poczucie utraty kontaktu z rzeczywistością w kafkowskim starciu jednostki z instytucją. Bezradność jego bohaterów nie wynika z nieświadomości, ale z konformistycznego poddania się tej autorytarnej machinie. Autor opowiada nam o tym, jak bardzo jesteśmy bezsilni w oczach tworów, które sami stworzyliśmy.
Tematem wybijającym się w zbiorze jest motyw eskapizmu. Ucieczka w jego opowiadaniach przybiera charakter pozorny niezależnie od tego, czy jest ona rozumiana dosłownie, czy też nie. Dowiadujemy się, że nie jesteśmy w stanie uchronić się przed cieniem utkanym z powinności..
Najbardziej intymny charakter książki mają krótkie opowiadania. Są one kartami, na których Gunia odmalowuje pejzaże z emocji godne twórczości Ligottiego. Z reguły są one pozbawione wyraźnej fabuły, po to abyśmy poświęcili się deliberacjom bohatera, dzięki czemu mamy wrażenie, że siedzi tuż obok nas.
Podczas jednej z rozmów korespondencyjnych, jakie miałem przyjemność prowadzić z autorem, dowiedziałem się czym dla niego jest weird?
...dla mnie wyznacznikiem weird fiction jest przede wszystkim niesamowitość, ale w wydaniu Jentschowskim. Czyli takie przemieszczenia w obrębie rzeczywistości, które powodują dysonans poznawczy i w jego efekcie niepokój. Weird nie oznacza dla mnie wcale jakiejś odnogi literatury grozy z wątkami nadprzyrodzonymi - raczej te teksty, które odwołują się do mechaniki marzenia sennego/koszmaru lub wykorzystując figury groteskowe i symboliczne, zarzucają tradycyjne związki przyczynowo-skutkowe. Dlatego Schulz i Kafka są dla mnie bardziej "weird" niż np. część kanonicznych tekstów Lovecrafta z obrębu mitologii C., choć oczywiście przykładanie miary gatunków do takich gigantów jest dość śliskie.”
Gunia jest pisarzem sennej codzienności lub zwyczajnej niezwykłości. To, co normalne i proste, nabiera w jego utworach mglistej tajemniczości, która nie pozwala nam pozostać obojętnymi.

niedziela, 8 czerwca 2014

Co polskiego jest w Quayach?

Wiele czasu należałoby spędzić analizując inspirację jakie towarzyszą braciom Quay w ich animacjach i filmach. Niejednokrotnie podkreślają oni swoje zainteresowanie kulturą europy środkowej, a w szczególności Polski. Filip Lech z portalu culture.pl pofatygował się odnajdując Polskie drogi braci Quay. Serdecznie zapraszam do lektury tego tekstu. Osoby, które jeszcze o tej parze niezwykłych bliźniaków nie słyszały zachęcam również do obejrzenia ich adaptacji opowiadania Brunona Schulza pt. Ulica krokodyli.

 http://culture.pl/pl/artykul/polskie-drogi-braci-quay
                                                    

                                       

niedziela, 25 maja 2014

Cinema Panopticum Thomasa Otta

Niektórych historii nie można opowiedzieć za pomocą słów. Gdybyśmy spróbowali to zrobić nasza opowieść byłaby ociężała od ich nadmiaru. Pompowałaby się jak balon wypełniony wodą, aby zaraz potem rozbryznąć się strumieniem liter. Niektóre historie wymagają ciszy aby zostały opowiedziane. Jedną z nich jest powieść graficzna Cinema Panopticum autorstwa Thomasa Otta.
(źródło: własne)
Historia opowiedziana jest w formie powieści szkatułkowej, na którą składa się pięć rozdziałów. W pierwszym z nich, mała dziewczynka odwiedza tytułowe Cinema Panopticum i wrzucając monety do kolejnych automatów poznaje niezwykłe historie bywalców wesołego miasteczka. Na koniec wrzuca monetę do automatu z napisem The Girl i wybiega z krzykiem z namiotu. Jak każda dobra opowieść niesamowita powieść ta pozostawia nas z większą ilością pytań niż odpowiedzi, co sprawia, że tak wysoce cenię twórczość Thomasa Otta.
Ten wszechstronnie uzdolniony, szwajcarski twórca (ilustrator, muzyk, twórca komiksów i animacji) wydrapuje swoje historie na deskach pokrytych czarną farbą. Każda z nich jest jak ściana z której trzeba zedrzeć farbę, aby poznać jej pierwotny kolor. Jak kartka zapisana przypadkowymi słowami, oczekująca na kogoś, kto ułoży z nich opowieść. Ott mierzy się z odwróconym procesem twórczym, on wydobywa z każdej z desek historię już opowiedzianą.
(źródło: własne)
W Cinema Panopticum słowa są użyte tylko po to abyśmy wiedzieli, że rozpoczyna się kolejny rozdział. Prawie na każdej z plansz widzimy trzy lub cztery kadry, których czarno- biała kolorystyka i nerwowe jakby w pośpiechu skreślone linie, od pierwszych stron pozwalają nam obcować z niesamowitością.
Do tej pory w Polsce wydano następujące powieści graficzne Thomasa Otta: Exit (2006 r.), Cinema Panopticum (2006 r.), Numer 73304-23-4153-6-96-8 (2008 r.) oraz Nowożeńcy (2013 r.). Każda z nich ukazała się nakładem wydawnictwa Kultura Gniewu. Biogram artysty można przeczytać na ich oficjalnej stronie, do której link znajduje się poniżej.

środa, 21 maja 2014

Wywiad z Thomasem Ligottim cz. 3

Ostatnia już część wywiadu, tym razem tłumaczona przez mojego przyjaciela o większym talencie translatorskim niż ja o pseudonimie @mariusz nolife. Serdeczne podziękowania dla zacnego człowieka, a teraz czytajcie dalej ;).

"WFR: Czy istnieje dla Ciebie taki termin jak „zbyt weird”? Co to dla Ciebie znaczy, kiedy ktoś tak wyraża się o Twojej twórczości?

Ligotti: Kiedy ktoś mówi, że napisałem coś „zbyt weird”, rozumiem przez to, że nie spodobało im się to, co napisałem. Dlaczego ktoś, kto lubi weird fiction mógłby twierdzić, że historia jest zbyt dziwna? Robię co w mojej mocy, by moje opowiadania działały na dwóch poziomach. Na powierzchownym poziomie, chcę opowiedzieć dającą się lubić dziwną opowieść. Na głębszym poziomie, chcę pisać opowiadania, które są enigmatyczne w sposób, o jakim wcześniej wspomniałem. Przykładem, który podałem jest Serce oskarżycielem Poego. Inną historią tego twórcy, która działa na dwóch poziomach jest Zagłada domu Usherów. Po pierwszym czytaniu historia wydaje się być najsensowniejsza na świecie, ale im więcej się nad tym zastanawiasz, tym bardziej mówisz do siebie „o czym to do cholery jest?”. To pierwszy poziom, tak myślę, mógłby być uważany za „zbyt weird”. Ludzie pisali do mnie i pytali co dana część mojej twórczości znaczy. Najczęściej ma to związek z tym głębszym poziomem opowiadania. Czasem jednak dostrzegam, że mogłem napisać coś bardziej jasno czy na powierzchownym czy głębokim poziomie. Jednakże, wciąż możliwe jest napisanie hipnotycznie pociągającego powiadania, w którym zrozumienie przez czytelnika nie jest potrzebne, zarówno dosłowne, jak i symboliki w niej zawartej. Spójrzmy na Kafkę. Cały Bruno Schulz był pełen takich historii. Na przestrzeni ostatnich lat miałem to szczęście by zrewidować opowiadania z moich pierwszych trzech zbiorów. I choć wiele zmian było czysto technicznych czy stylistycznych, zmieniłem także część moich opowiadań by podkreślić ich sens w części bądź w całości. Pamiętam jak czytałem o tym jak T.E.D. Klein przerabiał swoją świetną nowelę „The Events at Poroth Farm” za każdym razem, gdy była dodrukowywana, czyli często. Ramsey Campbell powiedział to samo o korygowaniu całych zbiorów jego opowiadań, przynajmniej jego wczesnych zbiorów, gdy były dodrukowywane. No i oczywiście sprawa Henryego Jamesa, który przeredagował 35 woluminów do ostatecznej wersji swoich prac. Mówiąc o Henrym Jamesie, Jorge Luis Borges kiedyś napisał „Zwiedziłem literatury Wschodu i Zachodu; Mam połączoną encyklopedyczną antologię fantastycznej fikcji; Przetłumaczyłem Kafkę, Melvillea i Bloya; Nie widziałem dziwniejszej pracy od tej Henryego Jamesa.” Borges stawia tezę, że dziwność znajduje się w umyśle obserwatora. Kto inny, jeśli nie Borges powiedziałby, że nie zna bardziej niejasnych prac od dzieł Henryego Jamesa? Z drugiej strony, jeśli pomyślicie o „Turn of the Screw,” Jamesa, możecie zacząć powoli rozumieć co Borges miał na myśli. Według mnie, to niemożliwe by czytać to opowiadanie bez myślenia o tym, jak James jakoś spartaczył narrację w taki sposób, że od czasu do czasu jest publikowany od 1898 do dziś, a żaden czytelnik ani krytyk nie był w stanie stworzyć uniwersalnie wiarygodnej interpretacji tego dzieła. Przeanalizowałem i stworzyłem notatki każdej strony „Turn of the Scew” i odniosłem całkowitą porażkę. Myślę, że to mówi wszystko odnośnie historii, które niektórzy mogą uznawać za „zbyt weird”. Tak jest, dopóki nie zanurzymy się w fikcję Symbolistów, Futurystów, Surrealistów, albo któregokolwiek modernistycznego czy postmodernistycznego pisarza.

WFR: Który z utwórów fikcyjnych, które czytałeś, jest najdziwniejszy Twoim zdaniem? Dlaczego?

Ligotti: Najdziwniejsze opowieści, jakie kiedykolwiek czytałem znajdują się w zbiorze „Hollow Faces, Merciless Moons (1977)” napisane przez Williama Scotta Home. Proza jest tak rozbudowana i abstrakcyjna, jak ta Clarka Ashtona Smitha. Ponadto narracja u Homea jest zaskakująca, zbijająca z tropu, ledwie komunikatywna, trochę w stylu Roberta Aickmana. Przez jakiś czas myślałem, że Home albo jest początkującym pisarzem, albo wariatem. Dopóki nie znalazłem jego eseju w książce pamiątkowej poświęconej Lovecraftowi o nazwie „HPL”. Esej był przejrzysty i odkrywczy. Zapomniałem tytułu, ale zawarłem go w zbiorze krytyki Lovecrafta, kiedy pracowałem nad serią książek zwaną „Twentieth-Centry Literary
Criticism for Gale Research (teraz Gale Cenage)”. Jest w tomie 4 albo 22.

Weirdfictionreview.com: Czy możesz podać nam listę 5 pominiętych albo niedocenianych pisarzy weird, z każdej epoki, takich, dla których czytelnicy powinni znaleźć czas, by ich poznać?

Thomas Ligotti: A Kayak Full of Ghosts: Eskimo Tales, ed. Lawrence Millman (wiem, że tytuł książki raczej nie mówi potencjalnemu czytelnikowi, że to kompilacja naprawdę świetnych powieści weird, ale tak właśnie jest. Napisałem recenzję tej książki dla „The New York Review of Science Fiction.)

Garden, Ashes by Danilo Kis (Kis nazwał Bruno Schulza swoim “bogiem”, więc jeśli lubicie Schulza, powinniście zbadać niekonwencjonalne opowiadanie czołowego serbskiego pisarza.)

The Fashionable Tiger Jeana Ferry, w The Custom-House of Desire: A Half-Century of Surrealist Stories, ed. J.H.Mathews (powieść Ferryego jest przykładem crossoveru między surrealizmem a uncanny. Większość jego narracji jest opowiedziana w rzeczowy, raczej banalny styl prozy, który charakteryzuje obce prace weird.)

The Colonel’s Photograph napisane przez Eugene Ionesco w The Colonel’s Photograph, and Other Stories (The Colonel’s Photograph – opowiedziany w rzeczowy, raczej banalnym stylu prozy – jest połączony w swoim cudactwie z wszystkimi wydarzeniami z The Killer Ionesco, kluczowego sztuki teatru absurdu. Obywa dzieła oddają uczucie, które można nazwać ‘dream terror’, w niewytłumaczalnym sensie dziwnej obecności bądź okoliczności. W swoim życiu Ionesco był cierpiącym indywidualistą, który czuł, że ludzkie istnienie to nic poza alienacją, strachem i ogólną udręką.)

Sonata Belzebuba Stanisława Ignacego Witkiewicza (Witkiewicz pisał filozoficzne opowiadania i sztuki. Jest najbardziej znany za te ostatnie, a każda z jego sztuk zawiera dziwaczny zestaw bohaterów, którzy wspólnie wyrażają koszmarne wizje demoniczne i nihilistyczne.)

The Magician’s Garden, and Other Stories (opublikowane także jako Opium, and Other Stories) autorstwa Geza Csath (pośród innych jego dokonań, Csath pisał krótkie opowiadania i był psychiatrą. Jego historie często zawierały podobny mix okrutnie opętanych bohaterów i chorobliwą atmosferę wspólną z opowieściami Edgara Allana Poe. Csath był uzależniony od morfiny, opium i sexu. Popełnił samobójstwo przez połknięcie trucizny niedługo po tym jak zastrzelił swoją żonę.)."

niedziela, 18 maja 2014

Wywiad z Thomasem Ligottim cz. 2

"WFR: Kiedy weird w weird fiction Ciebie zawodzi, co jest zazwyczaj tego przyczyną?

Ligotti: Wierzę, że jeżeli utwór weird fiction nas zawodzi, powodem tego jest to, że autor nie potrafi oddać stanów emocjonalnych i doświadczeń, które są niezbędne jeżeli chcemy wywołać poczucie dziwności w czytelniku. Bez wątpienia Lovecraft był znawcą stanów emocjonalnych i doświadczeń koniecznych aby pisać weird fiction. Co wcale nie musi wskazywać, że (pisarze) muszą być chorzy psychicznie, jak w przypadku Lovecrafta. W rzeczywistości, chciałbym powiedzieć, że jest to sukces dla pisarza weird. Nic nie zaszkodzi być dotkniętym tą czy inną chorobą psychiczną. Jest wiele przypadków, mówiących o tym, że pisarze weird fiction cierpieli z powodu jakiejś patologii, a jeżeli patologia ta nie stała się częścią legendy – jak w przypadku Poego – to może być coś co nigdy się nie ujawniło. Osobiście byłbym całkowicie zdumiony, jeżeli ktoś chciałby pisać weird fiction nie stojąc odrobinę na krawędzi. Oczywiście może być tak, że nie są to aż tacy indywidualiści. Ostatecznie nie sądzę, aby miało to znaczenie dla weird fiction, ponieważ zawód na weird fiction wynika z różnego jego typów i niewpasowania się w gust czytelnika (jednym z czynników, które przyczyniają się do sympatii dla pisarza weird, jest charakterystyczny styl prozy, jak w przypadku Lovecrafta, który dla jednych jest ulubionym pisarzem, a dla innych żartem) Niektórzy pisarze weird są opanowani przez obsesję, która dla innych nic nie znaczy. Niemniej jednak najważniejsze i charakterystyczne dla wszystkich pisarzy weird jest to, że urodzili się oni w okolicach szpitali psychiatrycznych na całym świecie. Ta argumentacja jest oczywiście przedmiotem sporu. Moja opinia opiera się na doświadczeniach i stanach emocjonalnych, które wydają mi się zauważalne wśród moich kolegów pisarzy weird.

WFR: Szczerze mówiąc, „The Town Manager” jest jedną z kilkudziesięciu Twoich opowieści, której nie mogliśmy przyporządkować do kategorii weird. To co zwróciło naszą uwagę, to czarne poczucie humoru historii, być może lepiej należało by je określić jako absurdyzm, bardziej niż humor. Czy postrzegasz, którąś ze swoich opowieści jako humorystyczną, choć w ten mroczny sposób?


Ligotti: Jestem zupełnie świadomy humoru nie tylko w moich opowiadaniach, ale również w historiach wielu autorów, których podziwiam. Fikcja Nabokova jest jednakowo komiksowa, choć zakończenia jego opowiadań i powieści są zazwyczaj ponure, smutne i na swój sposób straszne. Nabokov, pozostawał pod wielkim wpływem Gogola. Utwory jak Płaszcz oraz Nos, są komiksowymi koszmarami. Brunon Schulz pisał bardzo dziwne opowieści, w których humor był niezbędny, a wręcz naturalny. Nie był to element dodany do narracji aby wywołać u czytelnika śmiech, jak w przypadku niskobudżetowych filmów kina grozy. W przeciwieństwie do tego, Poe pisał niektóre opowiadania, które miały być celowo komiczne. Te z nich określał jako „groteski”. Jego weird story, które nazywał „arabeskami” zawsze są poważne od początku do końca. Niektórzy krytycy nazywają je „self-serious” albo „parodic of the Gothic fiction of the day”. Lovecraft również rozgraniczał swoje utwory humorystyczne i opowiadania weird fiction. Lubię myśleć, że ten rodzaj humoru w moich opowieściach jest integralną częścią ich niesamowitości (tutaj weirdness). Jednak w trakcie pisania, nieświadomie staram się stworzyć mieszaninę humoru i niesamowitości (lub horroru lub uncanny). Kiedy piszę weird story, chcę aby było ono spójne. Nie chciałbym niczego humorystycznego w historii, która z pewnością nie ma służyć rozbawieniu."

...

sobota, 17 maja 2014

Wywiad z Thomasem Ligottim cz. 1

Dawno nie publikowałem żadnych postów, dlatego postanowiłem nadrobić zaległości. Rozpocząłem tłumaczenie wywiadu z Thomasem Ligottim przeprowadzonego przez portal weirdfictionreview.com w roku 2011. Mimo, że od tego czasu minęły już 3 lata myślę, że warto poznać poglądy współczesnego mistrza weird fiction na temat literatury, chociażby dlatego, że zbiór jego opowiadań pt. Teatro Grottesco ukaże się jesienią nakładem wydawnictwa Okultura. Za błędy w tłumaczeniu z góry przepraszam. Postaram się zamknąć ten wywiad w dwóch lub trzech częściach, a póki co zapraszam do lektury ;).
(źródło: http://fc01.deviantart.net/fs71/i/2011/339/2/4/thomas_ligotti___teatro_grottesco_by_sergiykrykun-d4i8dai.jpg)
"Weirdfictionreview.com : Jacy pisarze wprowadzili Cię w świat „weird'u”, czy było to coś w stylu Weird Tale's, czy coś innego?

Thomas Ligotti: Pierwsze opowiadanie jakie przeczytałem jest zazwyczaj uznawane za kanoniczne dla weird fiction, był to Wielki Bóg Pan Arthura Machena. Nie pojąłem jej do końca, ale natychmiast mnie zachwyciła. Był tam prawdziwy powiew zła stojący za wydarzeniami z opowiadania. Następnie przeczytałem inne utwory Machana: Biały lud, Three Imposters, i wtedy zrozumiałem, że odnalazłem świat do którego przynależę, pewien rodzaj zdegenerowanej inkarnacji historii o Sherlocku Holmesie, które tak bardzo kochałem. Zaraz po przeczytaniu Machena, czytałem Lovecrafta i odkryłem podobieństwo pomiędzy tymi dwoma autorami, co nie ulegało wątpliwości, ponieważ Machen wpłynął na Lovecrafta. Nigdy nie miałem wiele miłości dla pisarzy z Weird Tales. W ich stylu nie było niczego wyróżniającego się, a ich fabuły były zawstydzająco konwencjonalne. Lovecraft napisał w jednym ze swoich listów, że pisanie dla Weird Tales miało szkodliwy wpływ na styl jego późniejszych opowieści i myślę, że miał rację. Nie chodzi o to, że te historie nie były wspaniałe w swojej koncepcji i fantazyjności, ale zatraciły one poetycką jakość obecną w jego wcześniejszych opowiadaniach. We wczesnych latach '80, czytałem praktycznie każdego pisarza horroru/weirdu/ghost story jaki był dostępny. Z czasem zacząłem czytać przekłady zagranicznych pisarzy wielu narodowości. W większości byli to twórcy symbolizmu i dekadentyzmu, jak również XIX- wieczni pisarze, którzy ulegli wpływom tych ruchów literackich i artystycznych. To co łączyło tych i późniejszych autorów, których czytałem to atmosfera pesymizmu niezależnie od tego, czy była ona jawna czy ukryta. Około początku lat '90 całkowicie przestałem czytać horrory, chyba że ktoś przysłał mi coś, co chciałby abym przeczytał, albo wydawca chciał mi dostarczyć darmową kopię książki, którą właśnie opublikował. Przez chwilę zainteresowałem się uncanny (pl. niesamowitość), co wykorzystałem jako pomysł w The Conspiracy against the Human Race. Sporo krytyków literackich i europejskich filozofów interesowało się różnymi aspektami pojęcia uncanny, które uważam za wymienne z pojęcie weird (pl. dziwny/ niesamowity). Tak naprawdę gdybym miał użyć słowa, które najlepiej opisuje większość moich opowiadań, byłoby to uncanny.

WFR: Czy widzisz różnicę pomiędzy horrorem, a weirdem, a jeżeli tak, czy są one znaczące?

Ligotti: Myślę, że gdyby nie powstał Nadnaturalny horror w literaturze Lovecrafta, nikt by nie myślał w kategoriach weird, które jako pojęcie jest obficie używane w jego monografii z 1927 roku. Jest to dosyć dziwne, ponieważ określonym w tytule, przedmiotem jego pracy jest „nadnaturalny horror”. Czasem myślałem w kategoriach weird, nie będąc tak bardzo wdrożony jak Lovecraft.
Raz napisałem esej pod tytułem “In the Night, In the Dark: A Note on the Appreciation of Weird Fiction.”. Pod jego koniec, stwierdziłem, że: „Z definicji opowieść niesamowita opiera się na zagadce, która nigdy nie może zostać rozwiązana...”. Od strony semantycznej, w tym co nazywam opowieścią niesamowitą, najważniejsza jest tajemnica, która wpływa na akcję i przejawia się w narracji. Dobrym przykładem jest ulubione opowiadanie Lovecrafta, napisane przez Algernona Blackwooda pt. Wierzby. W samych wierzbach nie ma nic co by zagrażało dwójce mężczyzn, którzy zatrzymują się na wyspie, w trakcie swojej żeglugi w dół Dunaju. Wierzby są jedynie symbolem pewnej niewidzialnej, niepoznawalnej siły, która jest nie jest dobra dla tych, których pechowo w tym miejscu złapała zła pogoda. Siła ta jest w oczywisty sposób nadprzyrodzona – biorąc pod uwagę punkt widzenia Blackwooda na naturę i rzeczy nadprzyrodzone – jednak wcale taka nie musi być. W opowiadaniu Poego pt. Serce oskarżycielem, narrator stara się wyjaśnić powód dla którego zabił pewnego „starca”. Zrobił to tylko dlatego, że jedno z jego oczu wywołało w nim szaleństwo, które pchnęło go do morderstwa. Ponownie mamy tu zagadkę w sercu opowieści, która nie może zostać rozwiązana i pobudza historię do życia. Z horrorem jest zupełnie odwrotnie: musi być „legenda” związana z przerażającymi wydarzeniami i ta legenda musi zostać ujawniona w historii lub filmie, nawet jeśli wyjaśniona jest dosyć niejasno. Przykładowo: „Coś musiało pójść nie tak w trakcie eksperymentu na małpach w laboratorium, co sprawiło, że stały się agresywne i 28 dni później prawie wszyscy zostali zarażeni, zmieniając się w zombie i biegając w kółko jak gdyby nikogo to nie obchodziło.” „Legendy” z horrorów są wielokrotnego użytku i posiadają logiczne lub pseudo-logiczne wyjaśnienie. Opowieści niesamowite są zazwyczaj jedyne w swoim rodzaju i pozostawiają zagadkę nierozwiązaną. Na tym polega różnica jaką dostrzegam pomiędzy horrorem i „weirdem”."

...

poniedziałek, 12 maja 2014

Frankenstein, czyli współczesny Prometeusz


(źródło: http://www.vesper.pl/media/cache/9e/ff/9eff94c4578494696813be9856661df0.png)
Z powodu natłoku obowiązków, dzisiaj tylko krótka informacja. W księgarniach pojawił się nowy, polski przekład Frankensteina autorstwa znanej wszystkim Mary Shelley. Co w tym takie nadzwyczajnego? Jest to dobra informacja dla każdego miłośnika grozy z trzech powodów. Po pierwsze wydawnictwo Vesper zajmuje się publikacją klasycznych dzieł twórców horroru jak E. A. Poe, B. Stoker, czy H. P. Lovecraft z którymi miałem okazję się zapoznać i mogę potwierdzić, że ich tłumaczenia potrafią zachwycić. Po drugie jest to wydanie pierwotne, bez zmian, które autorka naniosła później. Po trzecie powieść jest ilustrowana przez Lynda Warda, którego rysunki tworzą niesamowitą atmosferę tajemniczości i pozwalają cieszyć się książką nawet po jej przeczytaniu.

Po więcej informacji zapraszam na oficjalną stronę wydawnictwa Vesper. Link zamieszczam poniżej.

http://www.vesper.pl/produkty/konfigurator/bestsellery/213/frankenstein-czyli-wspoczesny-prometeusz/4325#

sobota, 10 maja 2014

Diabeł tkwi w szczegółach

Prace Laurie Lipton zachwycają detalami. Perfekcja jej szczegółów osiągana jest dzięki technice cross-hatchingu polegającej na wydobywaniu światła z obrazu poprzez splatanie setek nakładających się na siebie linii tworzących miniaturowe krzyżyki. Dzięki takiemu zabiegowi jesteśmy z w stanie podziwiać najmniejsze załamanie płótna na postaci z rysunku Haunting lub drobne kwiaty z których upleciona jest korona madonny w pracy Madonna of the Sacred Bones.
Laurie Lipton Lies and Inconstancies 2002
Jej rysunki przywodzą na myśl fotografie pośmiertne z początków XIX wieku, z tym wyjątkiem, że jej zmarli wciąż żyją. W The Last Dance, widzimy parę szkieletów splecionych w szalonym tańcu, a w Amor Eterno, ustawiają się do fotografii ślubnej. Odwrócenie perspektywy, to ożywienie zmarłych, o którym mówię stanowi przywołanie zdawałoby się archaicznego motywu w sztuce, motywu wanitatywnego. Jej obrazy zdają się krzyczeć "memento mori", a zaraz potem "carpe diem".
Co jednak mówi sama artystka na temat swoich prac?
„Kiedy uczęszczałam na uniwerystet, była cała ta sztuka abstrakcyjna i konceptualna. Mój nauczyciel powiedział mi, że sztuka figuratywna odeszła w niepamięć w średniowieczu i powinnam wyrazić siebie używając form i kształtów ale plamy na płótnie i skały na podłodze nudziły mnie. Wiedziałam czego chcę: chciałam stworzyć coś czego nikt wcześniej jeszcze nie widział, coś co siedziało z tyłu mojego mózgu. Spędzałam godziny w bibliotece kopiując dzieła Durera, Memlinga, Van Eycka, Goyi i Rembrandta. Fotograf Diana Arbus, była kolejną z moich inspiracji. Jej wykorzystanie czerni i bieli dogłębnie mną wstrząsnęło. Czerń i biel są kolorami dawnej fotografii i starej telewizji... są to kolory duchów, tęsknoty, śmierci, wspomnień i szaleństwa. Czerń i biel są bólem. Zdałam sobie wtedy sprawę, że są doskonałe aby prezentować moje prace.”
Laurie Lipton Family Reunion 2005
Lipton jest niezwykłą obserwatorką świata. Oglądając jej rysunki pełne maszkaronów i kościotrupów możemy dostrzec siebie. Pokazuje nam, że pogoń za szczupłą sylwetką, pieniądzem czy sławą jest jedynie marnością. Mówi o tym w pracy Delusion Dwellers, gdzie tłum modli się w kinie podczas seansu filmowego, a także w Reality TV, gdzie starsza kobieta w samej bieliźnie stoi obrócona tyłem do kamer w opuszczonym studiu telewizyjnym.
Pomimo ponurej stylistyki jej prac, mówią one coś naprawdę budującego. "Ciesz się życiem, bo tak szybko upływa.", mogłoby stać się mottem całej twórczości artystki.

źródło: http://www.laurielipton.com/

środa, 7 maja 2014

Zwyczajne życie niezwykłych ludzi


"Panie i Panowie, jak zapewnialiśmy, mamy tutaj prawdziwe, żywe dziwolągi. Śmialiście się z nich, drżeliście na ich widok, ale również wy mogliście się tacy urodzić. Nie prosili się na świat, a jednak żyją wśród nas. Rządzą się własnymi prawami. Obrazisz jednego to jakbyś uchybił wszystkim. A teraz moi drodzy wstrzymajcie na chwilę oddech, bo za moment ujrzycie najbardziej niesamowite i zdumiewające kuriozum wszech czasów."

Od tych słów rozpoczyna się jeden z najbardziej odważnych filmów amerykańskiego kina grozy. Film wyklęty i zakazany. Film który przekracza granice pomiędzy kinową fikcją, a częścią naszego świata o której najchętniej byśmy zapomnieli. Być może właśnie dlatego Freaks Toda Browninga nadal jest w stanie nas oczarować magią cyrkowej areny.

(źródło: http://www.soundonsight.org/wp-content/uploads/2013/06/freaks2.png)

Opowiada on o trupie cyrkowców utworzonej z ludzi w różnym stopniu zdeformowanych, takich jak pół- chłopak, który porusza się na dwóch rękach, pozbawiony dolnej części ciała, człowiek- tułów odpalający papierosa jedynie przy pomocy ust, czy dziewczyna bez rąk, która w jednej ze scen popija wino z kieliszka używając do tego jedynie stóp. Głównym bohaterem filmu jest Hans, mężczyzna o wzroście i wyglądzie dziecka, który zakochuje się w pięknej akrobatce Cleopatrze. Ta jednak marnotrawi dni na kokietując go jedynie dla rozrywki własnej i swojego kochanka Herculesa. Sytuacja się zmienia, kiedy Cleopatra przez przypadek dowiaduje się, że obiekt jej drwin jest dziedzicem pokaźnego spadku. Akrobatka wychodzi za niego, tylko po to by móc go później zamordować i stać się posiadaczką pokaźnej fortuny. Nie bierze jednak pod uwagę tego, że pomimo pracy w cyrku, ona nie jest "jedną z nich".
(źródło: http://gentepotosina.com.mx/wp-content/uploads/2014/04/freaks-pelicula.jpg)
Odkąd dowiedziałem się o filmie zastanawiało mnie dlaczego został zakazany w tak wielu krajach i co sprawiło, że stał się on przyczyną końca kariery Toda Browninga? Z pewnością jego przeciwnicy będą wskazywać na wątpliwą moralność reżysera oraz brutalność scen ukazanych w filmie. Mnie jednak obraz ten oczarował. Pokazuje w jaki sposób jego bohaterowie radzą sobie z codziennymi trudnościami? Opowiada o ich romansach, życiowych rozterkach, o tym co ich cieszy i smuci. Po obejrzeniu filmu z pewnością większość z nas pamięta przede wszystkim scenę pościgu „dziwolągów” za Cleopatrą, pełznących przez błoto, z nożami w zębach i dłoniach, o groteskowych twarzach, po których spływają kaskady deszczu. Zapominamy jednak o powodzie owego samosądu. Zapominamy o tym, jak ciepli i przyjaźni byli Ci ludzie chwilę temu, że dla swojej przybranej rodziny są w stanie zrobić wszystko.
Najdziwniejsze dla mnie jest jednak to, że Ci sami ludzie, którzy od lat chodzili z całymi rodzinami na „pokazy dziwadeł”, po zobaczeniu na dużym ekranie tego co zwykli byli doświadczać w cyrku, postanowili zakazać filmu w wielu stanach USA. Rodzi się we mnie pewne pytanie, co tak naprawdę nas szokuje w tym filmie? Czy są to ostatnie sceny, pełne napięcia i grozy? Czy fakt, że aktorami są zdeformowani ludzie na co dzień występujący w „pokazach dziwadeł”? Być może najbardziej przeszkadza nam świadomość tego, że w świecie „freak'ów” to my jesteśmy potworami?