niedziela, 25 maja 2014

Cinema Panopticum Thomasa Otta

Niektórych historii nie można opowiedzieć za pomocą słów. Gdybyśmy spróbowali to zrobić nasza opowieść byłaby ociężała od ich nadmiaru. Pompowałaby się jak balon wypełniony wodą, aby zaraz potem rozbryznąć się strumieniem liter. Niektóre historie wymagają ciszy aby zostały opowiedziane. Jedną z nich jest powieść graficzna Cinema Panopticum autorstwa Thomasa Otta.
(źródło: własne)
Historia opowiedziana jest w formie powieści szkatułkowej, na którą składa się pięć rozdziałów. W pierwszym z nich, mała dziewczynka odwiedza tytułowe Cinema Panopticum i wrzucając monety do kolejnych automatów poznaje niezwykłe historie bywalców wesołego miasteczka. Na koniec wrzuca monetę do automatu z napisem The Girl i wybiega z krzykiem z namiotu. Jak każda dobra opowieść niesamowita powieść ta pozostawia nas z większą ilością pytań niż odpowiedzi, co sprawia, że tak wysoce cenię twórczość Thomasa Otta.
Ten wszechstronnie uzdolniony, szwajcarski twórca (ilustrator, muzyk, twórca komiksów i animacji) wydrapuje swoje historie na deskach pokrytych czarną farbą. Każda z nich jest jak ściana z której trzeba zedrzeć farbę, aby poznać jej pierwotny kolor. Jak kartka zapisana przypadkowymi słowami, oczekująca na kogoś, kto ułoży z nich opowieść. Ott mierzy się z odwróconym procesem twórczym, on wydobywa z każdej z desek historię już opowiedzianą.
(źródło: własne)
W Cinema Panopticum słowa są użyte tylko po to abyśmy wiedzieli, że rozpoczyna się kolejny rozdział. Prawie na każdej z plansz widzimy trzy lub cztery kadry, których czarno- biała kolorystyka i nerwowe jakby w pośpiechu skreślone linie, od pierwszych stron pozwalają nam obcować z niesamowitością.
Do tej pory w Polsce wydano następujące powieści graficzne Thomasa Otta: Exit (2006 r.), Cinema Panopticum (2006 r.), Numer 73304-23-4153-6-96-8 (2008 r.) oraz Nowożeńcy (2013 r.). Każda z nich ukazała się nakładem wydawnictwa Kultura Gniewu. Biogram artysty można przeczytać na ich oficjalnej stronie, do której link znajduje się poniżej.

środa, 21 maja 2014

Wywiad z Thomasem Ligottim cz. 3

Ostatnia już część wywiadu, tym razem tłumaczona przez mojego przyjaciela o większym talencie translatorskim niż ja o pseudonimie @mariusz nolife. Serdeczne podziękowania dla zacnego człowieka, a teraz czytajcie dalej ;).

"WFR: Czy istnieje dla Ciebie taki termin jak „zbyt weird”? Co to dla Ciebie znaczy, kiedy ktoś tak wyraża się o Twojej twórczości?

Ligotti: Kiedy ktoś mówi, że napisałem coś „zbyt weird”, rozumiem przez to, że nie spodobało im się to, co napisałem. Dlaczego ktoś, kto lubi weird fiction mógłby twierdzić, że historia jest zbyt dziwna? Robię co w mojej mocy, by moje opowiadania działały na dwóch poziomach. Na powierzchownym poziomie, chcę opowiedzieć dającą się lubić dziwną opowieść. Na głębszym poziomie, chcę pisać opowiadania, które są enigmatyczne w sposób, o jakim wcześniej wspomniałem. Przykładem, który podałem jest Serce oskarżycielem Poego. Inną historią tego twórcy, która działa na dwóch poziomach jest Zagłada domu Usherów. Po pierwszym czytaniu historia wydaje się być najsensowniejsza na świecie, ale im więcej się nad tym zastanawiasz, tym bardziej mówisz do siebie „o czym to do cholery jest?”. To pierwszy poziom, tak myślę, mógłby być uważany za „zbyt weird”. Ludzie pisali do mnie i pytali co dana część mojej twórczości znaczy. Najczęściej ma to związek z tym głębszym poziomem opowiadania. Czasem jednak dostrzegam, że mogłem napisać coś bardziej jasno czy na powierzchownym czy głębokim poziomie. Jednakże, wciąż możliwe jest napisanie hipnotycznie pociągającego powiadania, w którym zrozumienie przez czytelnika nie jest potrzebne, zarówno dosłowne, jak i symboliki w niej zawartej. Spójrzmy na Kafkę. Cały Bruno Schulz był pełen takich historii. Na przestrzeni ostatnich lat miałem to szczęście by zrewidować opowiadania z moich pierwszych trzech zbiorów. I choć wiele zmian było czysto technicznych czy stylistycznych, zmieniłem także część moich opowiadań by podkreślić ich sens w części bądź w całości. Pamiętam jak czytałem o tym jak T.E.D. Klein przerabiał swoją świetną nowelę „The Events at Poroth Farm” za każdym razem, gdy była dodrukowywana, czyli często. Ramsey Campbell powiedział to samo o korygowaniu całych zbiorów jego opowiadań, przynajmniej jego wczesnych zbiorów, gdy były dodrukowywane. No i oczywiście sprawa Henryego Jamesa, który przeredagował 35 woluminów do ostatecznej wersji swoich prac. Mówiąc o Henrym Jamesie, Jorge Luis Borges kiedyś napisał „Zwiedziłem literatury Wschodu i Zachodu; Mam połączoną encyklopedyczną antologię fantastycznej fikcji; Przetłumaczyłem Kafkę, Melvillea i Bloya; Nie widziałem dziwniejszej pracy od tej Henryego Jamesa.” Borges stawia tezę, że dziwność znajduje się w umyśle obserwatora. Kto inny, jeśli nie Borges powiedziałby, że nie zna bardziej niejasnych prac od dzieł Henryego Jamesa? Z drugiej strony, jeśli pomyślicie o „Turn of the Screw,” Jamesa, możecie zacząć powoli rozumieć co Borges miał na myśli. Według mnie, to niemożliwe by czytać to opowiadanie bez myślenia o tym, jak James jakoś spartaczył narrację w taki sposób, że od czasu do czasu jest publikowany od 1898 do dziś, a żaden czytelnik ani krytyk nie był w stanie stworzyć uniwersalnie wiarygodnej interpretacji tego dzieła. Przeanalizowałem i stworzyłem notatki każdej strony „Turn of the Scew” i odniosłem całkowitą porażkę. Myślę, że to mówi wszystko odnośnie historii, które niektórzy mogą uznawać za „zbyt weird”. Tak jest, dopóki nie zanurzymy się w fikcję Symbolistów, Futurystów, Surrealistów, albo któregokolwiek modernistycznego czy postmodernistycznego pisarza.

WFR: Który z utwórów fikcyjnych, które czytałeś, jest najdziwniejszy Twoim zdaniem? Dlaczego?

Ligotti: Najdziwniejsze opowieści, jakie kiedykolwiek czytałem znajdują się w zbiorze „Hollow Faces, Merciless Moons (1977)” napisane przez Williama Scotta Home. Proza jest tak rozbudowana i abstrakcyjna, jak ta Clarka Ashtona Smitha. Ponadto narracja u Homea jest zaskakująca, zbijająca z tropu, ledwie komunikatywna, trochę w stylu Roberta Aickmana. Przez jakiś czas myślałem, że Home albo jest początkującym pisarzem, albo wariatem. Dopóki nie znalazłem jego eseju w książce pamiątkowej poświęconej Lovecraftowi o nazwie „HPL”. Esej był przejrzysty i odkrywczy. Zapomniałem tytułu, ale zawarłem go w zbiorze krytyki Lovecrafta, kiedy pracowałem nad serią książek zwaną „Twentieth-Centry Literary
Criticism for Gale Research (teraz Gale Cenage)”. Jest w tomie 4 albo 22.

Weirdfictionreview.com: Czy możesz podać nam listę 5 pominiętych albo niedocenianych pisarzy weird, z każdej epoki, takich, dla których czytelnicy powinni znaleźć czas, by ich poznać?

Thomas Ligotti: A Kayak Full of Ghosts: Eskimo Tales, ed. Lawrence Millman (wiem, że tytuł książki raczej nie mówi potencjalnemu czytelnikowi, że to kompilacja naprawdę świetnych powieści weird, ale tak właśnie jest. Napisałem recenzję tej książki dla „The New York Review of Science Fiction.)

Garden, Ashes by Danilo Kis (Kis nazwał Bruno Schulza swoim “bogiem”, więc jeśli lubicie Schulza, powinniście zbadać niekonwencjonalne opowiadanie czołowego serbskiego pisarza.)

The Fashionable Tiger Jeana Ferry, w The Custom-House of Desire: A Half-Century of Surrealist Stories, ed. J.H.Mathews (powieść Ferryego jest przykładem crossoveru między surrealizmem a uncanny. Większość jego narracji jest opowiedziana w rzeczowy, raczej banalny styl prozy, który charakteryzuje obce prace weird.)

The Colonel’s Photograph napisane przez Eugene Ionesco w The Colonel’s Photograph, and Other Stories (The Colonel’s Photograph – opowiedziany w rzeczowy, raczej banalnym stylu prozy – jest połączony w swoim cudactwie z wszystkimi wydarzeniami z The Killer Ionesco, kluczowego sztuki teatru absurdu. Obywa dzieła oddają uczucie, które można nazwać ‘dream terror’, w niewytłumaczalnym sensie dziwnej obecności bądź okoliczności. W swoim życiu Ionesco był cierpiącym indywidualistą, który czuł, że ludzkie istnienie to nic poza alienacją, strachem i ogólną udręką.)

Sonata Belzebuba Stanisława Ignacego Witkiewicza (Witkiewicz pisał filozoficzne opowiadania i sztuki. Jest najbardziej znany za te ostatnie, a każda z jego sztuk zawiera dziwaczny zestaw bohaterów, którzy wspólnie wyrażają koszmarne wizje demoniczne i nihilistyczne.)

The Magician’s Garden, and Other Stories (opublikowane także jako Opium, and Other Stories) autorstwa Geza Csath (pośród innych jego dokonań, Csath pisał krótkie opowiadania i był psychiatrą. Jego historie często zawierały podobny mix okrutnie opętanych bohaterów i chorobliwą atmosferę wspólną z opowieściami Edgara Allana Poe. Csath był uzależniony od morfiny, opium i sexu. Popełnił samobójstwo przez połknięcie trucizny niedługo po tym jak zastrzelił swoją żonę.)."

niedziela, 18 maja 2014

Wywiad z Thomasem Ligottim cz. 2

"WFR: Kiedy weird w weird fiction Ciebie zawodzi, co jest zazwyczaj tego przyczyną?

Ligotti: Wierzę, że jeżeli utwór weird fiction nas zawodzi, powodem tego jest to, że autor nie potrafi oddać stanów emocjonalnych i doświadczeń, które są niezbędne jeżeli chcemy wywołać poczucie dziwności w czytelniku. Bez wątpienia Lovecraft był znawcą stanów emocjonalnych i doświadczeń koniecznych aby pisać weird fiction. Co wcale nie musi wskazywać, że (pisarze) muszą być chorzy psychicznie, jak w przypadku Lovecrafta. W rzeczywistości, chciałbym powiedzieć, że jest to sukces dla pisarza weird. Nic nie zaszkodzi być dotkniętym tą czy inną chorobą psychiczną. Jest wiele przypadków, mówiących o tym, że pisarze weird fiction cierpieli z powodu jakiejś patologii, a jeżeli patologia ta nie stała się częścią legendy – jak w przypadku Poego – to może być coś co nigdy się nie ujawniło. Osobiście byłbym całkowicie zdumiony, jeżeli ktoś chciałby pisać weird fiction nie stojąc odrobinę na krawędzi. Oczywiście może być tak, że nie są to aż tacy indywidualiści. Ostatecznie nie sądzę, aby miało to znaczenie dla weird fiction, ponieważ zawód na weird fiction wynika z różnego jego typów i niewpasowania się w gust czytelnika (jednym z czynników, które przyczyniają się do sympatii dla pisarza weird, jest charakterystyczny styl prozy, jak w przypadku Lovecrafta, który dla jednych jest ulubionym pisarzem, a dla innych żartem) Niektórzy pisarze weird są opanowani przez obsesję, która dla innych nic nie znaczy. Niemniej jednak najważniejsze i charakterystyczne dla wszystkich pisarzy weird jest to, że urodzili się oni w okolicach szpitali psychiatrycznych na całym świecie. Ta argumentacja jest oczywiście przedmiotem sporu. Moja opinia opiera się na doświadczeniach i stanach emocjonalnych, które wydają mi się zauważalne wśród moich kolegów pisarzy weird.

WFR: Szczerze mówiąc, „The Town Manager” jest jedną z kilkudziesięciu Twoich opowieści, której nie mogliśmy przyporządkować do kategorii weird. To co zwróciło naszą uwagę, to czarne poczucie humoru historii, być może lepiej należało by je określić jako absurdyzm, bardziej niż humor. Czy postrzegasz, którąś ze swoich opowieści jako humorystyczną, choć w ten mroczny sposób?


Ligotti: Jestem zupełnie świadomy humoru nie tylko w moich opowiadaniach, ale również w historiach wielu autorów, których podziwiam. Fikcja Nabokova jest jednakowo komiksowa, choć zakończenia jego opowiadań i powieści są zazwyczaj ponure, smutne i na swój sposób straszne. Nabokov, pozostawał pod wielkim wpływem Gogola. Utwory jak Płaszcz oraz Nos, są komiksowymi koszmarami. Brunon Schulz pisał bardzo dziwne opowieści, w których humor był niezbędny, a wręcz naturalny. Nie był to element dodany do narracji aby wywołać u czytelnika śmiech, jak w przypadku niskobudżetowych filmów kina grozy. W przeciwieństwie do tego, Poe pisał niektóre opowiadania, które miały być celowo komiczne. Te z nich określał jako „groteski”. Jego weird story, które nazywał „arabeskami” zawsze są poważne od początku do końca. Niektórzy krytycy nazywają je „self-serious” albo „parodic of the Gothic fiction of the day”. Lovecraft również rozgraniczał swoje utwory humorystyczne i opowiadania weird fiction. Lubię myśleć, że ten rodzaj humoru w moich opowieściach jest integralną częścią ich niesamowitości (tutaj weirdness). Jednak w trakcie pisania, nieświadomie staram się stworzyć mieszaninę humoru i niesamowitości (lub horroru lub uncanny). Kiedy piszę weird story, chcę aby było ono spójne. Nie chciałbym niczego humorystycznego w historii, która z pewnością nie ma służyć rozbawieniu."

...

sobota, 17 maja 2014

Wywiad z Thomasem Ligottim cz. 1

Dawno nie publikowałem żadnych postów, dlatego postanowiłem nadrobić zaległości. Rozpocząłem tłumaczenie wywiadu z Thomasem Ligottim przeprowadzonego przez portal weirdfictionreview.com w roku 2011. Mimo, że od tego czasu minęły już 3 lata myślę, że warto poznać poglądy współczesnego mistrza weird fiction na temat literatury, chociażby dlatego, że zbiór jego opowiadań pt. Teatro Grottesco ukaże się jesienią nakładem wydawnictwa Okultura. Za błędy w tłumaczeniu z góry przepraszam. Postaram się zamknąć ten wywiad w dwóch lub trzech częściach, a póki co zapraszam do lektury ;).
(źródło: http://fc01.deviantart.net/fs71/i/2011/339/2/4/thomas_ligotti___teatro_grottesco_by_sergiykrykun-d4i8dai.jpg)
"Weirdfictionreview.com : Jacy pisarze wprowadzili Cię w świat „weird'u”, czy było to coś w stylu Weird Tale's, czy coś innego?

Thomas Ligotti: Pierwsze opowiadanie jakie przeczytałem jest zazwyczaj uznawane za kanoniczne dla weird fiction, był to Wielki Bóg Pan Arthura Machena. Nie pojąłem jej do końca, ale natychmiast mnie zachwyciła. Był tam prawdziwy powiew zła stojący za wydarzeniami z opowiadania. Następnie przeczytałem inne utwory Machana: Biały lud, Three Imposters, i wtedy zrozumiałem, że odnalazłem świat do którego przynależę, pewien rodzaj zdegenerowanej inkarnacji historii o Sherlocku Holmesie, które tak bardzo kochałem. Zaraz po przeczytaniu Machena, czytałem Lovecrafta i odkryłem podobieństwo pomiędzy tymi dwoma autorami, co nie ulegało wątpliwości, ponieważ Machen wpłynął na Lovecrafta. Nigdy nie miałem wiele miłości dla pisarzy z Weird Tales. W ich stylu nie było niczego wyróżniającego się, a ich fabuły były zawstydzająco konwencjonalne. Lovecraft napisał w jednym ze swoich listów, że pisanie dla Weird Tales miało szkodliwy wpływ na styl jego późniejszych opowieści i myślę, że miał rację. Nie chodzi o to, że te historie nie były wspaniałe w swojej koncepcji i fantazyjności, ale zatraciły one poetycką jakość obecną w jego wcześniejszych opowiadaniach. We wczesnych latach '80, czytałem praktycznie każdego pisarza horroru/weirdu/ghost story jaki był dostępny. Z czasem zacząłem czytać przekłady zagranicznych pisarzy wielu narodowości. W większości byli to twórcy symbolizmu i dekadentyzmu, jak również XIX- wieczni pisarze, którzy ulegli wpływom tych ruchów literackich i artystycznych. To co łączyło tych i późniejszych autorów, których czytałem to atmosfera pesymizmu niezależnie od tego, czy była ona jawna czy ukryta. Około początku lat '90 całkowicie przestałem czytać horrory, chyba że ktoś przysłał mi coś, co chciałby abym przeczytał, albo wydawca chciał mi dostarczyć darmową kopię książki, którą właśnie opublikował. Przez chwilę zainteresowałem się uncanny (pl. niesamowitość), co wykorzystałem jako pomysł w The Conspiracy against the Human Race. Sporo krytyków literackich i europejskich filozofów interesowało się różnymi aspektami pojęcia uncanny, które uważam za wymienne z pojęcie weird (pl. dziwny/ niesamowity). Tak naprawdę gdybym miał użyć słowa, które najlepiej opisuje większość moich opowiadań, byłoby to uncanny.

WFR: Czy widzisz różnicę pomiędzy horrorem, a weirdem, a jeżeli tak, czy są one znaczące?

Ligotti: Myślę, że gdyby nie powstał Nadnaturalny horror w literaturze Lovecrafta, nikt by nie myślał w kategoriach weird, które jako pojęcie jest obficie używane w jego monografii z 1927 roku. Jest to dosyć dziwne, ponieważ określonym w tytule, przedmiotem jego pracy jest „nadnaturalny horror”. Czasem myślałem w kategoriach weird, nie będąc tak bardzo wdrożony jak Lovecraft.
Raz napisałem esej pod tytułem “In the Night, In the Dark: A Note on the Appreciation of Weird Fiction.”. Pod jego koniec, stwierdziłem, że: „Z definicji opowieść niesamowita opiera się na zagadce, która nigdy nie może zostać rozwiązana...”. Od strony semantycznej, w tym co nazywam opowieścią niesamowitą, najważniejsza jest tajemnica, która wpływa na akcję i przejawia się w narracji. Dobrym przykładem jest ulubione opowiadanie Lovecrafta, napisane przez Algernona Blackwooda pt. Wierzby. W samych wierzbach nie ma nic co by zagrażało dwójce mężczyzn, którzy zatrzymują się na wyspie, w trakcie swojej żeglugi w dół Dunaju. Wierzby są jedynie symbolem pewnej niewidzialnej, niepoznawalnej siły, która jest nie jest dobra dla tych, których pechowo w tym miejscu złapała zła pogoda. Siła ta jest w oczywisty sposób nadprzyrodzona – biorąc pod uwagę punkt widzenia Blackwooda na naturę i rzeczy nadprzyrodzone – jednak wcale taka nie musi być. W opowiadaniu Poego pt. Serce oskarżycielem, narrator stara się wyjaśnić powód dla którego zabił pewnego „starca”. Zrobił to tylko dlatego, że jedno z jego oczu wywołało w nim szaleństwo, które pchnęło go do morderstwa. Ponownie mamy tu zagadkę w sercu opowieści, która nie może zostać rozwiązana i pobudza historię do życia. Z horrorem jest zupełnie odwrotnie: musi być „legenda” związana z przerażającymi wydarzeniami i ta legenda musi zostać ujawniona w historii lub filmie, nawet jeśli wyjaśniona jest dosyć niejasno. Przykładowo: „Coś musiało pójść nie tak w trakcie eksperymentu na małpach w laboratorium, co sprawiło, że stały się agresywne i 28 dni później prawie wszyscy zostali zarażeni, zmieniając się w zombie i biegając w kółko jak gdyby nikogo to nie obchodziło.” „Legendy” z horrorów są wielokrotnego użytku i posiadają logiczne lub pseudo-logiczne wyjaśnienie. Opowieści niesamowite są zazwyczaj jedyne w swoim rodzaju i pozostawiają zagadkę nierozwiązaną. Na tym polega różnica jaką dostrzegam pomiędzy horrorem i „weirdem”."

...

poniedziałek, 12 maja 2014

Frankenstein, czyli współczesny Prometeusz


(źródło: http://www.vesper.pl/media/cache/9e/ff/9eff94c4578494696813be9856661df0.png)
Z powodu natłoku obowiązków, dzisiaj tylko krótka informacja. W księgarniach pojawił się nowy, polski przekład Frankensteina autorstwa znanej wszystkim Mary Shelley. Co w tym takie nadzwyczajnego? Jest to dobra informacja dla każdego miłośnika grozy z trzech powodów. Po pierwsze wydawnictwo Vesper zajmuje się publikacją klasycznych dzieł twórców horroru jak E. A. Poe, B. Stoker, czy H. P. Lovecraft z którymi miałem okazję się zapoznać i mogę potwierdzić, że ich tłumaczenia potrafią zachwycić. Po drugie jest to wydanie pierwotne, bez zmian, które autorka naniosła później. Po trzecie powieść jest ilustrowana przez Lynda Warda, którego rysunki tworzą niesamowitą atmosferę tajemniczości i pozwalają cieszyć się książką nawet po jej przeczytaniu.

Po więcej informacji zapraszam na oficjalną stronę wydawnictwa Vesper. Link zamieszczam poniżej.

http://www.vesper.pl/produkty/konfigurator/bestsellery/213/frankenstein-czyli-wspoczesny-prometeusz/4325#

sobota, 10 maja 2014

Diabeł tkwi w szczegółach

Prace Laurie Lipton zachwycają detalami. Perfekcja jej szczegółów osiągana jest dzięki technice cross-hatchingu polegającej na wydobywaniu światła z obrazu poprzez splatanie setek nakładających się na siebie linii tworzących miniaturowe krzyżyki. Dzięki takiemu zabiegowi jesteśmy z w stanie podziwiać najmniejsze załamanie płótna na postaci z rysunku Haunting lub drobne kwiaty z których upleciona jest korona madonny w pracy Madonna of the Sacred Bones.
Laurie Lipton Lies and Inconstancies 2002
Jej rysunki przywodzą na myśl fotografie pośmiertne z początków XIX wieku, z tym wyjątkiem, że jej zmarli wciąż żyją. W The Last Dance, widzimy parę szkieletów splecionych w szalonym tańcu, a w Amor Eterno, ustawiają się do fotografii ślubnej. Odwrócenie perspektywy, to ożywienie zmarłych, o którym mówię stanowi przywołanie zdawałoby się archaicznego motywu w sztuce, motywu wanitatywnego. Jej obrazy zdają się krzyczeć "memento mori", a zaraz potem "carpe diem".
Co jednak mówi sama artystka na temat swoich prac?
„Kiedy uczęszczałam na uniwerystet, była cała ta sztuka abstrakcyjna i konceptualna. Mój nauczyciel powiedział mi, że sztuka figuratywna odeszła w niepamięć w średniowieczu i powinnam wyrazić siebie używając form i kształtów ale plamy na płótnie i skały na podłodze nudziły mnie. Wiedziałam czego chcę: chciałam stworzyć coś czego nikt wcześniej jeszcze nie widział, coś co siedziało z tyłu mojego mózgu. Spędzałam godziny w bibliotece kopiując dzieła Durera, Memlinga, Van Eycka, Goyi i Rembrandta. Fotograf Diana Arbus, była kolejną z moich inspiracji. Jej wykorzystanie czerni i bieli dogłębnie mną wstrząsnęło. Czerń i biel są kolorami dawnej fotografii i starej telewizji... są to kolory duchów, tęsknoty, śmierci, wspomnień i szaleństwa. Czerń i biel są bólem. Zdałam sobie wtedy sprawę, że są doskonałe aby prezentować moje prace.”
Laurie Lipton Family Reunion 2005
Lipton jest niezwykłą obserwatorką świata. Oglądając jej rysunki pełne maszkaronów i kościotrupów możemy dostrzec siebie. Pokazuje nam, że pogoń za szczupłą sylwetką, pieniądzem czy sławą jest jedynie marnością. Mówi o tym w pracy Delusion Dwellers, gdzie tłum modli się w kinie podczas seansu filmowego, a także w Reality TV, gdzie starsza kobieta w samej bieliźnie stoi obrócona tyłem do kamer w opuszczonym studiu telewizyjnym.
Pomimo ponurej stylistyki jej prac, mówią one coś naprawdę budującego. "Ciesz się życiem, bo tak szybko upływa.", mogłoby stać się mottem całej twórczości artystki.

źródło: http://www.laurielipton.com/

środa, 7 maja 2014

Zwyczajne życie niezwykłych ludzi


"Panie i Panowie, jak zapewnialiśmy, mamy tutaj prawdziwe, żywe dziwolągi. Śmialiście się z nich, drżeliście na ich widok, ale również wy mogliście się tacy urodzić. Nie prosili się na świat, a jednak żyją wśród nas. Rządzą się własnymi prawami. Obrazisz jednego to jakbyś uchybił wszystkim. A teraz moi drodzy wstrzymajcie na chwilę oddech, bo za moment ujrzycie najbardziej niesamowite i zdumiewające kuriozum wszech czasów."

Od tych słów rozpoczyna się jeden z najbardziej odważnych filmów amerykańskiego kina grozy. Film wyklęty i zakazany. Film który przekracza granice pomiędzy kinową fikcją, a częścią naszego świata o której najchętniej byśmy zapomnieli. Być może właśnie dlatego Freaks Toda Browninga nadal jest w stanie nas oczarować magią cyrkowej areny.

(źródło: http://www.soundonsight.org/wp-content/uploads/2013/06/freaks2.png)

Opowiada on o trupie cyrkowców utworzonej z ludzi w różnym stopniu zdeformowanych, takich jak pół- chłopak, który porusza się na dwóch rękach, pozbawiony dolnej części ciała, człowiek- tułów odpalający papierosa jedynie przy pomocy ust, czy dziewczyna bez rąk, która w jednej ze scen popija wino z kieliszka używając do tego jedynie stóp. Głównym bohaterem filmu jest Hans, mężczyzna o wzroście i wyglądzie dziecka, który zakochuje się w pięknej akrobatce Cleopatrze. Ta jednak marnotrawi dni na kokietując go jedynie dla rozrywki własnej i swojego kochanka Herculesa. Sytuacja się zmienia, kiedy Cleopatra przez przypadek dowiaduje się, że obiekt jej drwin jest dziedzicem pokaźnego spadku. Akrobatka wychodzi za niego, tylko po to by móc go później zamordować i stać się posiadaczką pokaźnej fortuny. Nie bierze jednak pod uwagę tego, że pomimo pracy w cyrku, ona nie jest "jedną z nich".
(źródło: http://gentepotosina.com.mx/wp-content/uploads/2014/04/freaks-pelicula.jpg)
Odkąd dowiedziałem się o filmie zastanawiało mnie dlaczego został zakazany w tak wielu krajach i co sprawiło, że stał się on przyczyną końca kariery Toda Browninga? Z pewnością jego przeciwnicy będą wskazywać na wątpliwą moralność reżysera oraz brutalność scen ukazanych w filmie. Mnie jednak obraz ten oczarował. Pokazuje w jaki sposób jego bohaterowie radzą sobie z codziennymi trudnościami? Opowiada o ich romansach, życiowych rozterkach, o tym co ich cieszy i smuci. Po obejrzeniu filmu z pewnością większość z nas pamięta przede wszystkim scenę pościgu „dziwolągów” za Cleopatrą, pełznących przez błoto, z nożami w zębach i dłoniach, o groteskowych twarzach, po których spływają kaskady deszczu. Zapominamy jednak o powodzie owego samosądu. Zapominamy o tym, jak ciepli i przyjaźni byli Ci ludzie chwilę temu, że dla swojej przybranej rodziny są w stanie zrobić wszystko.
Najdziwniejsze dla mnie jest jednak to, że Ci sami ludzie, którzy od lat chodzili z całymi rodzinami na „pokazy dziwadeł”, po zobaczeniu na dużym ekranie tego co zwykli byli doświadczać w cyrku, postanowili zakazać filmu w wielu stanach USA. Rodzi się we mnie pewne pytanie, co tak naprawdę nas szokuje w tym filmie? Czy są to ostatnie sceny, pełne napięcia i grozy? Czy fakt, że aktorami są zdeformowani ludzie na co dzień występujący w „pokazach dziwadeł”? Być może najbardziej przeszkadza nam świadomość tego, że w świecie „freak'ów” to my jesteśmy potworami?

poniedziałek, 5 maja 2014

Richard A. Kirk, ilustrator dziwnych marzeń


Richard A. Kirk The Unaccountable Absence of the Wastrel 2011
Nie uważam się za znawcę malarstwa, ani tym bardziej nie pretenduję do roli krytyka. Są jednak artyści, których prace w pewien sposób potrafią wywołać u mnie dreszcz niepokoju i uczucie dziwnego zachwytu nad bezkresem ludzkiej wyobraźni. Jednym z nich jest Richard A. Kirk.
Na jego oficjalnej stronie możemy przeczytać, że Richard A. Kirk jest artystą wizualnym, ilustratorem i pisarzem, którego prace prezentowane są na całym świecie. Urodził się w roku 1962 w Kingstone Upon Hull, w hrabstwie Yorkshire, a w roku 1968 przeprowadził się z całą rodziną do Kanady, osiedlając się w południowo- zachodniej prowincji Ontario. Od zawsze interesował się rysunkiem i przez lata inspiracje czerpał z natury, literatury, sztuki, a także ilustratorów z XIX i XX wieku. Zdobywca wielu nagród (np. International Horror Guild Award Nominee, Artist z roku 2002, World Fantasy Award Nominee, Best Artist, z roku 2011 itd.) ilustrował prace takich sław jak Thomas Ligotti, Clive Barker, czy China Mieville. Mam nadzieję, że podobnie jak mi przypadnie wam do gustu jego "weird'owa" kreska ;).
 
 
Richard A. Kirk The Dust Mill 2009 

Więcej prac na oficjalnej stronie autora.

http://richardakirk.weebly.com/

niedziela, 4 maja 2014

Żółty znak


(źródło: http://hatak.pl/contents/xchambers-1-zwiastun-1397510294.jpg.pagespeed.ic.Jrl4in5hpP.jpg)
Opowiadanie, z którego zaczerpnąłem tytuł tego posta, pochodzi ze zbioru R. W. Chambersa, o którym wspominałem dwa dni temu. Piszę o tym ponieważ, niekoniecznie trzeba od razu kupić książkę, aby zapoznać się z twórczością autora. Wojciech Gunia, polski pisarz literatury weird fiction, tłumacz i bloger,  jakiś czas temu zamieścił  na swoim blogu własne tłumaczenie opowiadania Żółty znak.

http://labiryntzlisci.blogspot.com/2013/01/zoty-znak-robert-w-chambers-yellow-sign.html

Gorąco polecam zapoznanie się z treściami publikowanymi na blogu, a w szczególności z twórczością Thomasa Ligottiego i Wojciecha Guni.

sobota, 3 maja 2014

Krótka opowieść o samotności



(źródło:  http://pl.tinypic.com/view.php?pic=28spphx&s=5#.U2U6wKIueSo)
Na temat gry A short tale of solitude polskiego studia Phobia Interactive, trudno jest powiedzieć coś czego jeszcze nie napisano. Większość recenzji skupia się wokół nieliniowej fabuły, w trakcie której będziemy kierować poczynaniami osieroconego dziecka, które musi zmierzyć się z trudami życia w opuszczonym sierocińcu. Inne opisują mglisty, czarno-biały klimat oddający ponurą rzeczywistość świata gry. Jeszcze inne podkreślają, że jej twórcy inspirowali się tytanami koszmaru takimi jak E. A. Poe, H. P. Lovecraft, czy polski pisarz i teoretyk opowieści niesamowitej S. Grabiński (lub jakby powiedział to sam autor "metafantastyki"). Ode mnie dowiecie się tyle, że premiera (po kolejnym przesunięciu) została ustalona na sierpień bieżącego roku, a 30 kwietnia Phobia Interactive na swojej stronie na facebooku opublikowała nowy trailer z gry, który zamieszczam poniżej.

https://www.youtube.com/watch?v=Nu_h-M4AqDU

(źródło: https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhdvXGMDs1lLZDS_E538hR8-RxEilkvyrJKP5OYeTZK90hFpjYWSLWEO9OY6VGFL5pTCmjRVxvmgt4xQGUuGVX-jR1jbD8uCPQ9wMCCEb9sm0ASjCczQTWBCBXeZ3pRKDY47gKZq0vWpDQ/s1600/astos.png)

PS Osoby, które chciałyby dowiedzieć się więcej na temat projektu odsyłam do wywiadu przeprowadzonego w styczniu 2013 r. przez portal adventure-zone.info z twórcą gry Łukaszem Wyskiem.

http://www.adventure-zone.info/fusion/articles.php?article_id=1492

piątek, 2 maja 2014

Król w Żółci

Robert W. Chambers urodził się w Nowym Yorku, na Brooklynie w 1865 roku jako syn znanego prawnika Williama P. Chambersa i Caroline (Boughton) Chambers, będącą bezpośrednią potomkinią Rogera Williamsa, założyciela Providence, Rhode Island (czyli miejscowości z której pochodził H. P. Lovecraft). Początkowo kształcił się na Brooklyn Polytechnic Institute, po czym wstąpił na Art Student League (Akademię Sztuk Pięknych znajdującą się w Nowym Yorku na West 57th Street). W latach 1886- 1893 studiował w Paryżu na École des Beaux-Arts w prywatnej szkole malarskiej Académie Juliana. Po powrocie do Nowego Yorku sprzedawał swoje ilustracje do magazynów Life Truth i do Vogue. Z czasem zmienił swoje zainteresowania i postanowił zająć się pisarstwem. Swoją pierwszą nowelę napisał w 1887 roku i nosiła ona tytuł In the Quarter (W kwartale). Jednak jego najbardziej znanym dziełem jest zbiór opowiadań The King in Yellow (Król w Żółci) wydany w 1895 roku.
Powyższym zbiorem mogą od niedawna również cieszyć się również polscy czytelnicy, ponieważ 30 kwietnia 2014r. na nieoficjalnej grupie na facebooku "Biblioteka Grozy" wydawnictwa C&T, opublikowano informacje o dostępności zbioru w kilku sklepach internetowych. Link zamieszczam poniżej.

https://pl-pl.facebook.com/pages/Biblioteka-Grozy-wydawnictwa-CT/271856499535646

czwartek, 1 maja 2014

Kilka słów wstępu

Mój blog postanowiłem poświęcić dziwnym dzieciom kultury, które podziwiamy w naszych mieszkaniach z mieszaniną lęku i fascynacji. Dzieciom zamkniętym w wielostronicowych klatkach z papieru, za kratami z pikseli, czy w lochach z ekranów plazmowych. Te niesamowite byty wyciągają do nas swoje poskręcane jak suche gałęzie dłonie, dając nadzieję na to, że być może jest coś więcej, niż to czego doświadczamy na co dzień. Dlatego bądźmy wdzięczni twórcom pewnej uniwersalnej kultury, którą na własny użytek nazwę kulturą grozy.
Jej przedstawiciele wymyślili wiele sposobów przerażania, pod postacią utworów literackich, muzycznych czy filmowych.Udało mi się zgromadzić, wiele „fikcyjnych rarytasów” w zakładkach moich przeglądarek i chciałbym aby ta niesamowita menażeria uśpiona w pamięci internetu mogła pokazać swoją wartość, na małej scenie mojego bloga. Bo czym pozostają „freaki” bez swojego „show”?


Kraina snów

Ci co mnie znają, wiedzą, że H. P. Lovecraft tak często przewija się przez moje usta, że stałem się monotematyczny. Jego opowiadania fascynują mnie już od dawna. Posiadają one coś czego trudno jest szukać u innych autorów. Potrzebę obcowania z niesamowitością tak głęboką i pierwotną, że aż namacalną. Sam autor poszukiwał jej nocami, na przemian śniąc i pisząc o niezwykłych krajobrazach sennych krain. Owocem jego wypraw doprawionych ogromną wyobraźnią stał się zbiór opowiadań pt. Dream Cycle. Z pewnością wielu z was czytało takie utwory jak Celephaïs, W poszukiwaniu nieznanego Kadath, czy Dziwny wysoki dom wśród mgieł.
Piszę o tym ponieważ dowiedziałem się, że grupa niemieckich filmowców pod przewodnictwem wietnamskiego reżysera Huan Vu (aktualnie mieszkającego w Stuttgarcie), postanowiła nakręcić film pt. Dreamlands inspirowany twórczością Lovecrafta, a w szczególności opowiadaniami ze zbioru o którym wspomniałem wcześniej. Póki co zbierają fundusze na realizację filmu. Trzymam mocno kciuki, ponieważ trailery wyglądają obiecująco. Więcej informacji znajdziecie otwierając poniższy link.

https://www.indiegogo.com/projects/the-dreamlands#home