środa, 5 listopada 2014

Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie... o Clarku Ashtonie Smithie


(źródło: http://www.antykwariat.waw.pl/ksiazka,1046522/clark_ashton_smith_miasto_spiewajacego_plomienia,245233.html)
W pierwszej połowie lat '90 w Polsce ukazała się książka, która zdobyła tylu zwolenników co i przeciwników. Nie stała się ona, jednak nigdy tematem publicznej dyskusji. Była to iskra opowieści niesamowitej, mylnie utożsamiona z literaturą fantasy. Ta skazana na zapomnienie książka, to Miasto śpiewającego płomienia Clarka Ashtona Smitha. 
Być może nie taki los spotkałby książkę, gdyby po drodze nie popełniono kilku znaczących błędów. Przede wszystkim została ona wydana nakładem wydawnictwa Alfa w ich serii wydawniczej Fantasy. Zastanawia mnie jak niska była świadomość pracowników wydawnictwa na temat treści książki? Naturalnie, twórczość Smitha mocno odbiega od klasycznych pisarzy niesamowitości, ponieważ akcja wielu jego opowiadań odbywa się na obcych planetach, wśród egzotycznych cywilizacji i bogów. Nie zmienia to faktu, że atmosferą bliższa jest literaturze grozy, a tematycznie science- fiction, co daje nam ciekawą mieszankę znaną jako lovecraftowski kosmiczny horror.
Kolejny błąd, to zły czas publikacji. W roku 1994 wiedza na temat literatury weird nie mogła być zbyt duża, chociażby dlatego, że dopiero w 2000 r. ukazało się pierwsze, polskie wydanie Nadnaturalnego horroru w literaturze H. P. Lovecrafta (oczywiście wcześniej Stefan Grabiński pisał o metafantastyce, jednak mogliśmy się o tym dowiedzieć, właściwie niedawno, dzięki wydawnictwu Agharta i zbiorze opowiadań Po drugiej stronie). Czytelnicy dopiero oswajali się z twórczością Lovecrafta (pierwszy zbiór opowiadań ukazał się w 1983 r., a kolejny dopiero 16 lat później), a samego Smitha poznaliśmy lepiej dzięki S. T. Joshiemu, jako pisarza z kręgu "mitologii Cthulhu". Świadomie wspominam wyłącznie o Lovecrafcie, ponieważ inni klasycy weird fiction pojawili się w kraju kwitnącej jabłoni w późniejszym czasie.
Trzecim błędem było złe miejsce, ponieważ prędzej o autorze mógłby usłyszeć czytelnik horroru lub science fiction, niż miłośnik magii i miecza, który zachęcony początkową obietnicą poznania nowego pisarza fantasy, otrzymał książkę zgoła inną od spodziewanej i raz otworzoną pozostawił wśród kurzu biblioteki.
Do takiej pomyłki mogło dojść również z innego powodu, który uznaję za ostatni błąd w promocji zbioru. Mówi się, że nie należy oceniać książki po okładce, jednak nie trudno przejść obojętnie obok książki, na której mamy rysunek podobny do każdej jednej grafiki fantasy, jak te znane z Conana Barbarzyńcy, czy serii o Johnie Carterze, który po prostu nie przykuwa wzroku. Taka książka nie zainteresuje miłośnika horroru lub science fiction, ponieważ wygląda jak fantasy, nie zainteresuje również czytelnika fantasy, ponieważ nie posiadała znanego wówczas w Polsce nazwiska. I tak oto dziś już książkę można dostać wyłącznie na allegro za cenę około 20 zł.
Zamiast zakończenia, wymienię opowiadania jakie zawiera ten zbiór:
1. Kobiety- kwiaty (ang. Flower- woman 1935r.)
2. Los Antariona (ang.The planet of the dead lub The doom of Antarion 1932 r.)
3. Miasto śpiewającego płomienia (ang. The city of the singing flame1931 r.)
4. Pan Otchłani
5. Potwór z przepowiedni Abbolechiolora ( ang. The monster of the prophecy 1932 r.)
6. Przeklęty kwiat (ang. The demon of the flower 1933 r.)
Niestety, nie znalazłem informacji na temat opowiadania Pan Otchłani. Udało się Wam może dotrzeć do książki?

6 komentarzy:

  1. Mi niestety nie. Nie czytałem nic Smitha. Oczywiście słyszałem o nim;dodał do mitologii Cthulhu Tsathoggua i księgę Eibon. Z tego co pamiętam Lovecraft bardzo go szanował za ;po pierwsze wszechstronność (Smith był pisarzem,poetą,rzeźbiarzem i rysownikiem),po drugie za oryginalność (gdzieś czytałem,że proza Smitha umykała wszelkim konwencjom,było to coś pomiędzy weird,fantasy a s.f.,proza bardzo autorska). Zresztą o ile pamiętam sam Lovecraft w którymś z listów smutno przyznawał,że Smith nie cieszy się takim uznaniem na jakie zasługuje. To co tu mówić o Polsce. A na pewno interesujący był. Zrobił w końcu wrażenie na Lovecrafcie. Co może być większym komplementem... old weirdman.

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie dlatego ostatnio zastanawiałem się, czy by nie przypomnieć o Smith'ie i przetłumaczyć jakieś jego opowiadanie. Co prawda brak mi doświadczenia w tej kwestii, ale spróbować zawsze można ;).

    OdpowiedzUsuń
  3. Pewne doświadczenie Pan już ma: i translatorskie i jako pisarz opowiadań. Więc jeśli cierpliwości starczy to taka inicjatywa zawsze się opłatci;i jak rodzaj treningu i jako wkład w polski światek weird który po mału się rozwija i wciąż pragnie nowych tekstów do czytania. Poza tym takie przetłumaczone opowiadanie kiedyś-jestem tego pewny-wzbogaci jakąś antologię weird fiction jako ciekawy i wartościowy składnik.old weirdman.

    OdpowiedzUsuń
  4. Niewiele rzeczy wyrządziło tyle szkód dla weird co podpięcie przez krytyków i wydawców pod główne gatunki literatury fantastycznej. Opisujesz bardzo jaskrawy, ale i bardzo wymowny przykład.

    A co do tłumaczeń - zachęcam:) Przede wszystkim, świetna zabawa i chyba najlepsze możliwe ćwiczenie językowe:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję za doping ;). W sumie czemu by nie spróbować? Nie obiecuję jednak kiedy, bo różnie to bywa.
    Pozdrawiam
    W. P.

    OdpowiedzUsuń
  6. Odnoszę wrażenie, że Twoim zdaniem ta książka nie powinna się była ukazać - a jeśli już w ogóle, to raczej dziś i najlepiej w Agharcie. Co do definicji weird fiction - są różne. Sam Smith pisał najróżniejsze rzeczy, w tym czystą sf w dużych ilościach. Ironia, cynizm i erudycja były jego własne. Co do okładki i serii - do sprzedaży potrzebne są etykiety, co szczególnie dotyczy hurtowników, a nie dotyczy dzisiejszych wydań weird fiction o symbolicznych nakładach. Celowo starałem się wybierać utwory zbliżone do sf (nie ówczesnej, tyle starszej, dziewiętnastowiecznej) i do fantasy. Tam nie ma fantastyki grozy, którą także pisał Smith. Ta książka została przygotowana z myślą o ówczesnym czytelniku. I broni się sama, także dzięki przekładom. Proszę spróbować dziś namówić większego wydawcę do wydania Smitha... Podejrzewam, że szanse na sukces byłyby raczej małe. Pozdrawiam. Marek S. Nowowiejski

    OdpowiedzUsuń