niedziela, 21 grudnia 2014

Młynarz

Młynarz

Słyszałem trzeszczenie skrzydeł wiatraka. Jego kalekie ramiona rozciągnięte na kole palecznym, przypominały kadłub dziwnego statku, wkopanego do połowy w ziemię, nad brzegiem złotego jeziora. Wśród zbóż czułem, że tonę. Pozbawiony oddechu i pewności pod stopami parłem między nimi z rozpostartymi dłońmi.
Pszenica walczyła ze mną. Stawiała opór rękom, prężyła łodygi, muskała po nogach. W końcu dotarłem. Upadłem na łąkę przed wiatrakiem, łapiąc oddech i masując dłonie. Las sczerniał, jakby upał wypalił jego korę i liście. Nie usłyszałem szumu, ani dźwięku ptaków. Nie usłyszałem nic, prócz trzeszczenia skrzydeł wiatraka.
Kolos spoglądał na mnie surowo. Jego gontowe ściany drążyła natura i próchnica. Porosty zajęły miejsca przy jego stopach. Pleśń wdarła się między deski, rozpływając się białymi kroplami, a owady wypełniły jego skrzydła. Te bezlitosne stworzenia, bardzo szybko zaczęły pełzać również po moim ciele, dlatego wstałem i ruszyłem do wejścia.
Cień okrył mi twarz. Kontrast był ogromny, pomiędzy słonecznym światem wokół i duszącą ciemnością wewnątrz. Czekałem długo nim wzrok przyzwyczaił się do mroku, a stopy przestąpiły próg. W młynie uderzył mnie gryzący zapach zgniłych roślin, który zdawał unosić się wraz z każdym postawionym krokiem.
Pierwszą rzeczą jaką dostrzegłem był masywny ciemny słup o czterech nogach, zwany kozłem, na którym wsparte było cielsko wiatraka. Podszedłem bliżej, aby mu się przyjrzeć, jednak mój wzrok ściągnęło coś zgoła odmiennego. Pod ścianą tuż obok schodów dostrzegłem nieregularne, zbite kształty. Odór nasilił się gdy dotarłem w okolice drewnianych stopni. Dookoła leżały porozrywane worki, wypełnione przegniłą pszenicą. Zakryłem nos dłonią, aby złagodzić zapach i wszedłem na pierwsze piętro.
Sztamber nosił na sobie znaki minionych lat. Sękaty pal stał niewzruszony, pomimo licznych nacięć, których pochodzenie było dla mnie niezrozumiałe. Wokół osi wiatraka leżały pęknięte klepki, ułożone jedna na drugiej, tworzyły krąg.
Ruszyłem dalej. Druga kondygnacja wypełniona była mechanizmem wiatraka. Zdziwiłem się jednak, że pomimo ruchu skrzydeł, kamienie młyńskie pozostają martwe. Rozejrzałem się po pomieszczeniu i dostrzegłem hamulec blokujący koło paleczne. Najwidoczniej jego śmigła musiały wyłamać się z osi w trakcie wichury.
Ponad trzaskiem unosił się ledwo słyszalny pisk, dobywający się z góry. Z mieszaniną fascynacji i lęku wszedłem po schodach. Dach ścinał się gwałtownie tak, że musiałem pochylić głowę. Pisk zmienił się w ciche drapanie, które zlokalizowałem w miejscu gdzie koło paleczne łączyło się z kołem zębatym. Niepokój stał się nieznośny. Zaduch i ciemność tylko potęgowały jego działanie. Postąpiłem kilka kroków, aby dowiedzieć się, co wywołuje ten dźwięk.
W miejscu gdzie cień zgęstniał, znajdowało się gwieździste kłębowisko, złożone z czarnych i szarych szczurów, splecionych ze sobą ogonami. Każde ramie owej gwiazdy stanowił pysk i łapy martwego, bądź jeszcze żywego stworzenia. Ze środka kręgu usłyszałem niski, wibrujący dźwięk, przypominający bzyczenie.
Cień ukoronowany w żywą gwiazdę zaczął powoli rosnąć przybierając groteskową formę, człowieka pozbawionego ramion, o długich obrzmiałych nogach zwężających się ku dołowi oraz wąskiej szyi, z której swobodnie zwisała podobna do grzyba głowa. Zaskakujący był również sposób w jaki wzrastał. Przypominało to wrzącą smołę, która rozlewa się w coraz bardziej koszmarną strukturę. Ta na wpół gotowa rzeźba, postąpiła kilka kroków w moją stronę, jednak po chwili rozsypała się w stado spłoszonych szczurów i cieni kryjących się zakamarkach trzeciego piętra.
Drżący, zszedłem na parter i opuściłem wiatrak. Czułem zawroty głowy, które nasilały się w miarę marszu. Pszenica znów raniła dłonie, dlatego schowałem je w rękawach koszuli. Odniosłem dziwne wrażenie, że moje nogi stają się coraz cięższe. Coraz trudniej było mi stawiać kroki, dlatego po chwili musiałem się zatrzymać. Odwróciłem się aby ostatni raz zobaczyć wiatrak. Jednak za mną stał tylko sczerniały las, któremu upał, wypalił liście i korę.
Chciałem oprzeć dłonie o uda, aby złapać oddech, jednak zamiast członków miałem skrzydła, zamiast skóry miałem gonty. Mój kręgosłup zmienił się w sztamber, ciało wypełnił kozioł i koła młyńskie. W głowie usłyszałem piski i bzyczenie, a w oddali dostrzegłem młodego mężczyznę który parł, przez zboże z rozpostartymi dłońmi.

10 komentarzy:

  1. Bardzo dobre! Świetna i zaskakująca końcówka! Coraz bardziej mroczne pomysły ale też wciąż jest to weird fiction! Świetna,mroczna weird tales! Gratuluję. old weirdman

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję bardzo, miło zawsze usłyszeć kilka słów aprobaty ;). Tekst jest stosunkowo krótki, dlatego cieszę się, że się przyjął ;).

    OdpowiedzUsuń
  3. Pomysł bardzo dobry,to najważniejsze! Przy okazji: udanych(w stylu weird ;-))świąt życzę! I wielu miłych chwil(takich weird również)w nadchodzącym roku życzy old weirdman-Krzysztof.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja równie życzę niesamowitych świąt i wielu niezwykłych chwil w nadchodzącym roku Panie Krzysztofie ;).
    Pozdrawiam W. P.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ukłony za ten tekst, naprawdę "robi w głowę" i jest świetnie napisany:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie spodziewałem się, że tekst się spodoba. Muszę przyznać, że czuję się bardzo niepewnie jeżeli chodzi o kreację wszelkiej maści potworów Wolę, żeby to przestrzeń lub miejsce było głównym bohaterem, a ciężar w tym opowiadaniu opadł jednak na barki osobliwego cienia. Jeszcze raz dziękuję wszystkim, którzy poświęcają swój czas, aby na bieżąco być z tą moją pisaniną ;).

    OdpowiedzUsuń
  7. Jednak opowiadanie brzmi wiarygodnie. Mam na myśli,że w tej atmosferze sennego koszmaru monstrum jakie się pojawia jest idealnie wpisane w całość,jego opis robi wrażenie i komponuje się dobrze z całością opowiadania. Widzę,że oniryczny styl Panu idealnie pasuje. To dobrze bo takich opowiadań u nas mało a "działają" bardzo silnie na czytelników-tych preferujących klasyczną grozę we współczesnym wydaniu,czy weird fiction. Zresztą nawet Clive Barker tworzył podobne w klimacie opowieści.I za to lubię "Księgi krwi".Pozdrawiam-old weirdman.

    OdpowiedzUsuń
  8. Clive Barker jest jednym z pisarzy, na którego nigdy nie mam czasu, a bardzo żałuję. Miałem do czynienia z pierwszym tomem, ale jedynie w wersji elektronicznej i już nie raz obiecałem sobie, że tym razem kupię książki. Za to jestem wielkim fanem jego twórczości filmowej (cała seria Hellraiser, Candyman, czy Księga Krwi), dlatego to bez wątpienia, bardzo miłe porównanie, chociaż daleko mi do Barkera ;).
    Pozdrawiam W. P.

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo dobry kawałek. Podoba mi się i życzę jak najwięcej tego typu rzeczy i jak najwięcej wytrwałości w rozwijaniu swojego pisania!

    OdpowiedzUsuń
  10. Dziękuję bardzo i zachęcam również, do zapoznania się z "Jaskółkami", które zniknęły gdzieś w archiwum tego bloga ;).

    OdpowiedzUsuń